Strony

wtorek, 30 sierpnia 2016

(86) "Szklany miecz" Victoria Aveyard

Hej, hej, Kochani!
Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o drugim tomie serii, który zimą podbił moje serce. „Czerwona królowa”, nie była, jak przypuszczałam, marną podróbką Igrzysk śmierci, lecz świetną, odkrywczą dystopią.  Chociaż zakończenie pierwszego tomu mnie zmroziło, wstrząsnęło mną i totalnie zszokowało, bardzo długo czekałam, aż sięgnę po tom drugi (nawet nie mówcie mi, ile jeszcze czekania na kolejny, ja chyba nie wytrzymam). Początkowo nieco utrudniało mi to lekturę, jednak Victoria Aveyard znów porwała mnie w swój świat i stworzyła prawdziwe tornado uczuć i emocji.

Na początku tej recenzji muszę bardzo podziękować dwóm niesamowitym dziewczynom, które, jak maluszka, za rączkę prowadziły mnie przez początek „Szklanego miecza”, przypominając najważniejsze informacje z „Czerwonej królowej” – Daria, Kinia – jesteście niezastąpione! Uwielbiam Was <3


Akcja „Szklanego miecza” rozpoczyna się bezpośrednio po wydarzeniach w Kościńcu. Uważany za ojcobójcę, wygnany książę Cal oraz Czerwona Królowa Mare wraz z buntownikami ze Szkarłatnej Gwardii trafiają na wyspę Klin. Starają się przekonać dowództwo do uratowani innych Nowych – Czerwonych z umiejętnościami Srebrnych. Kiedy jednak ich pomysł nie spotyka się z aprobatą, postanawiają sami wziąć sprawy w swoje ręce. Wyruszają w pełną niebezpieczeństw podróż, by uratować przedstawicieli nowoodkrytej rasy przed skłonnym do wszystkiego królem Mavenem.

W recenzji „Czerwonej królowej” pisałam, że nie do końca rozumiem porównywanie dzieła Victorii Aveyard do „Igrzysk śmierci”. Niestety, w drugim tomie sama zaczęłam te analogie dostrzegać. „Szklany miecz” w niebezpieczny sposób przypomina wieńczącego serię Suzanne Collins „Kosogłosa”. Dość wspomnieć, że mamy do czynienia z bohaterką, która znajduje się na życiowym rozdrożu, z rewolucją, z walką propagandową, z włamywaniem się do mediów państwowych… Niestety, Victoria Aveyard nie postawiła całkowicie na swoją wyobraźnię, przez co książka wiele traci…

Na szczęście, młoda autorka, pomimo podobieństw do innych znanych dystopii młodzieżowych, nie traci swojego stylu. Choć początkowo akcja może wydawać się nudna i monotonna, to wraz z postępami w lekturze, czujemy się coraz bardziej pochłonięci, niekiedy aż zagryzamy usta z emocji i strachu. A zakończenie… No nie, no co to ma być? Ja żądam kolejnego tomu! To nieludzkie tak zostawiać czytelnika w niepewności!

Dużym plusem tego tomu jest kreacja bohaterów – tak, jak w pierwszym tomie zdecydowanie nie są oni biało-czarni (choć lepiej byłoby napisać „czerwono-srebrni”). Główna bohaterka nie jest już tą samą osobą, którą poznaliśmy w „Czerwonej królowej”. Zagubiona, przestraszona, zniszczona przez brutalne doświadczenia. Z jednej strony marzy o spokoju razem z rodziną, z drugiej czuje się odpowiedzialna za innych Nowych, poszukiwanych przez okrutnego, spragnionego krwi króla. Mare musi zmagać się z pytaniem, kim tak właściwie jest – czerwoną, czy srebrną. Dodatkowo, czuje się obarczona wyrzutami sumienia związanymi z zabijaniem ludzi. Nie może także zapomnieć o księciu Mavenie, który, choć ukazał się okrutny, był niedawno bliski jej sercu. Na uwagę zasługuje także kreacja księcia Cala, zmuszonego do walki w imię nieswoje idei. Pomimo że podjął obiektywnie słuszną decyzję, nie jest jej pewien, jest również wciąż traktowany jak oby, wróg…

„Szklany miecz” w realistyczny sposób ukazuje prawdziwe okrucieństwo wojny i rewolucji. Obserwujemy ją oczami Mare, zwykłej, niespełna osiemnastoletniej dziewczyny, która przez przypadek została wciągnięta w wir okrucieństwa, zabijania i podejmowania najtrudniejszych decyzji. Widzimy jej chęć pomocy, a jednocześnie strach. Ona sama nie wie, kim właściwie jest – z jednej strony stała się symbolem (ach, te podobieństwa do „Kosogłosa”), z drugiej zaś nie chce być wyróżniana, lecz traktowana na równi z innymi żołnierzami.  Victoria Aveyard każe nam także zastanowić się, czy rewolucje mają rzeczywiście jakikolwiek sens… Czy po zakończonej walce system nie utrzyma się, choć teraz ofiarami będą Srebrni, a panami – Nowi?


Pomimo tylu podobieństw do „Kosogłosa”, lektura „Szklanego miecza” była dla mnie prawdziwą przyjemnością.  Autorka ma niesamowity talent, potrafi utrzymać czytelnika w napięciu, a te jej zakończenia… To aż nieludzkie, zostawiać nas w takiej niepewności. Poza tym, zarówno „Czerwona Królowa”, jaki „Szklany miecz” pod zasłoną porywającej książki dla młodzieży, przemycają ważne refleksje związane z życiem w dzisiejszym świecie.

Ocena: 8/10 (rewelacyjna)

Książka bierze udział w wyzwaniach:


Na sam koniec, odsyłam Was do recenzji pierwszego tomu: "Czerwona królowa"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz