Dzień dobry, kochani!
Są czasem takie książki, o których wiecie z góry, że muszą
się Wam spodobać. Czujecie, że zmienią Wasze spojrzenie na świat, poruszą i
ukażą inne aspekty życia. Dla mnie jedną z takich książek, które zdecydowanie
sprawiły, że stałam się choć trochę dojrzalsza, jest wydana niedawno nakładem wydawnictwa
Fronda książka „Bóg liczy łzy kobiet”.
Pelagia była młoda i zakochana. Kiedy skończyła się wojna,
była pewna, że wraz z niemiecką armią, oddalają się także jej problemy i że od
tej pory będzie ją czekać szczęśliwe życie z ukochanym Groszkiem. Niestety,
wkrótce okazało się, że komunistyczni „wyzwoliciele” niewiele są lepsi od
niedawnych okupantów. Ukochany Peli został aresztowany, nikt nie poznał jego
dalszych losów, a ona sama stała się więźniem sowieckiego oficera. Gwałcona
brutalna przez trzy dni, była przerażona, gdy odkryła, że jest w ciąży… A to
dopiero początek okrutnego życia, jakie wiodła, cały czas będąc wierna swoim
zasadom oraz Bogu.
Kiedy II wojna światowa dobiegała końca, Europa
Środkowo-Wschodnia stała się piekłem dla milionów kobiet wszystkich
narodowości. Podążająca na przód Armia Czerwona słynęła ze swojego
okrucieństwa. Ofiarami gwałtów stawały się zarówno dzieci, nastolatki, czy
staruszki. Niemki, Polki, ba, nawet Rosjanki wyzwolone z obozów koncentracyjnych.
Wiele z nich było gwałconych tak długo, że aż umierały… Te, które przeżyły,
żyły w poczuciu winy, dotknięte hańbą. Nie chciały opowiadać o swoich
doświadczeniach, tym bardziej, że w Polsce i innych krajach bloku wschodniego
panował kult bratniej armii, która przyniosła wyzwolenie od faszystowskiego
terroru. Dzisiaj, po ponad 70 latach od tamtych wydarzeń, jedna z nich, ustami
swojej wnuczki przedstawia nam swoją historię, mówiąc niejako w imieniu tych,
które nie zdążyły lub nie chciały.
Książka w delikatny sposób porusza temat aborcji. Pelagia,
ofiara gwałtu, zachodzi w ciążę ze swoim oprawcą. W tym czasie jest to problem,
który dotyka wielu kobiet, a „zabieg” jest akceptowalnym, wręcz doradzanym
sposobem postępowania. Młoda dziewczyna wie jednak, że nie potrafiłaby odebrać
życia własnemu dziecku. Jej historia pokazuje, że nie zawsze najprostsze
wyjście jest tym najlepszym, a pozornie zła decyzja, może w przyszłości okazać
się jedyną słuszną. Niestety, to delikatne przesłanie, jakie niesie ze sobą
historia Peli, niszczy nieco posłowie autorstwa pani Kai Godek – mamy chłopca
chorego na Zespół Downa. Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem w stanie poprzeć
aborcji i jestem ja najbardziej pro life, podziwiam też panią Godek, bo mogę
sobie wyobrazić, jak wygląda życie z niepełnosprawnym dzieckiem, jednak nie do
końca jestem przekonana, że porównywanie sytuacji jej i pani Pelagii jest
stosowne. Jej autorytarny sposób wypowiedzi wręcz narzuca odmienne zdanie – jak
dla mnie, historia opowiedziana przez starszą kobietę jest wystarczająco
poruszająca i nie potrzebuje żadnego wzmocnienia.
Książka „Bóg liczy łzy kobiet” to książka, która
zdecydowanie uczy nadziei. Dzisiaj często my wszyscy, nie chcę się wymądrzać,
bo ja też, załamujemy się przy najmniejszych przeszkodach, rezygnujemy z walki
o własne szczęście, podpadamy w rozpacz. Często zdarza nam się, że narzekamy,
zamiast dostrzegać pozytywne strony naszego życia. Historia Pelagii naznaczona jest bólem i
cierpieniem, kobieta nie dość, że w młodości brutalnie zgwałcona, później wplątuje
się w patologiczną relację, która krzywdzi ją i jej ukochaną córkę. Niemniej kobieta aż do końca jest pełna siły,
energii, rozsiewa wokół siebie dobroć. Jak przyznaje jej wnuczka, autorka
książki, znając jej babcię, trudno było uwierzyć jak wiele przeszła. Książka „Bóg
liczy łzy kobiet” każe nam zastanowić się,
czy nasze problemy rzeczywiście są takie wielkie, ukazuje także, że nawet, gdy
wydaje nam się, że jest beznadziejnie, Bóg, czy los (obojętnie, w co wierzycie)
przyjdzie nam z pomocą i pomoże odnaleźć wyjście.
Książka „Bóg liczy łzy kobiet” zrobiła na mnie ogromne
wrażenie, wywołała we mnie mnóstwo emocji, nauczyła innego spojrzenia na własne
życie, jednak nie mogę postawić jej więcej, niż siedmiu gwiazdek. Dlaczego?
Niestety, nie do końca opowiadał mi styl, w jakim została ona napisana.
Dialogi, które zostały spisane przez Małgorzatę Okrafkę-Nędzę, były niesamowicie
płaskie i papierowe, jakby pisane na siłę, by wprowadzić historię jej babci.
Może lepiej byłoby oddać głos samej pani Pelagii? Nie wiem… Pewne jest, że „Bóg
liczy łzy kobiet” nie jest książką, która ma zachwycać językiem, więc można to
autorce wybaczyć. Dużo ważniejszy od formy jest przekaz, forma upamiętnienia
kobiet, które padły ofiarą jednej z najgorszych zbrodni.
Bardzo się cieszę, że przeczytałam tę książkę. Pomimo że
była króciutka, prędko o niej nie zapomnę. Niezwykły ładunek emocjonalny, jaki
niesie, każe spojrzeć jeszcze raz na swoje życie i przemyśleć, czy naprawdę
nasze problemy są aż tak wielkie. To wspaniale, że wreszcie powstają książki, w
których bohaterowie tamtych lat mogą podzielić się swoją historią…
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Fronda.
Ocena: 7/10 (bardzo dobra)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz