Strony

czwartek, 25 sierpnia 2016

(84) "Kochając pana Danielsa" Birttainy C. Cherry

Hej, hej, Kochani!
Z przyjemnością muszę stwierdzić, że pomału wygrzebuję się z moich zaległości, już prawie nie mam nieprzeczytanych książek z zeszłego roku! Jesteście ze mnie dumni? Dzisiaj właśnie jeden z „odgrzewanych kotletów”, opowiem Wam o książce, która miała premierę ponad rok temu, ale do moich rąk trafiła dopiero teraz…

Po śmierci siostry bliźniaczki Ashlyn czuje się pusta. Ma wyrzuty sumienia, że żyje i dokucza jej przeraźliwa samotność. W dodatku, ma wrażenie, że jej matka ją odtrąca. Przytłoczona nieszczęściem udaje się do domu swojego ojca i jego nowej rodziny. Nie wie jeszcze, że w nieznanym sobie miasteczku na nowo nauczy się żyć, odkryje, jak wiele odcieni ma miłość i postawi wszystko na jedną kartę. Daniel Daniels niedawno pochował ojca i matkę. Nie utrzymuje kontaktów z bratem, a dodatkowo nosi w sobie ból po śmierci pierwszej dziewczyny. Kiedy na jego drodze pojawi się piękna dziewiętnastolatka tak samo jak on zakochana w twórczości Szekspira poczuje, co to tak naprawdę znaczy „kochać”. Ashlyn i jej nauczyciel, pan Daniels wiedzą jednak, że ich miłość nie ma szansy na przetrwanie.

Rozczarowanie. To pierwsze, co czułam, kiedy zamknęłam książkę. Miało być poruszająco, emocjonująco, a było… nijako. Nie poczułam tej burzy uczuć, która miała mi towarzyszyć, którą pozostałe blogerki mi obiecywały. Ba, nie pociekła mi z oczu ani jedna łza, a przecież ja jestem strasznie wrażliwa i beczę niemal na wszystkim… Oczywiście, momentami było mi smutno, ale nie potrafiłam wczuć się w historię Ashlyn i Daniela.

Pierwsze, co najbardziej mnie irytowało, to zbyt duże podobieństwo do powieści Colleen Hoover „Pułapka uczuć”. Dobrze, rozumiem, że obie książki poruszają niemal ten sam wątek, ale czy te nawiązania nie mogły być chociaż odrobinkę bardziej dyskretne? Daniel, tak jak i Will, ma traumatyczną przeszłość, wyraża uczucia przez sztukę, ba, nawet uczy tego samego przedmiotu! Czy matematyk nie może być bohaterem romansu? Dodatkowo, zirytowało mnie, że początek znajomości Ashlyn i Daniela jest  niemal taki sam jak Willa i Layken… Z kolejnych podobieństw, które od razu rzuciły mi się w oczy, można wymienić nietypowe, oryginalne imiona głównych bohaterek… LITOŚCI!  Takie kopiowanie pomysłów Colleen już na początku nastawiło mnie negatywnie do „Kochając pana Danielsa”.

Nie do końca przekonał mnie język powieści. Ja wiem, wiem, że jestem wybredna, bo tu zbyt wulgarny czy kolokwialny, ale w tej książce to było po prostu zbyt słodkie i infantylne. Ciągnące się na kilka akapitów opisy oczu przyprawiały mnie o mdłości. W ogóle, cała powieść wydaje mi się przesłodzona, a bohaterowie tak idealni, że aż nierealni i wkurzający. Miałam zakochać się w panu Danielsie, ale przez całą książkę prześladowała mnie tylko jedna myśl – ale przecież tacy mężczyźni nie istnieją… Niestety, chyba nie jestem taką romantyczką jak myślałam i „Kochając pana Danielsa” okazało się dla mnie zbyt słodkie.

Pomimo mojego narzekania, uważam, że powieść Brittainy C. Cherry jest nawet więcej, niż dobra. Tylko, że, paradoksalnie, nie ze względu na wątek miłosno-romantyczny, który jest dla mnie przesłodzony, lecz ze względu na ukazanie innych aspektów miłości. Razem z Ashlyn poznajemy nową rodzinę jej ojca, Henr’ego. Na pozór to idealna amerykańska rodzina, jednak w miarę rozwoju akcji poznajemy jej problemy. Nadmiernie religijna mama nie pozwala swoim dzieciom ruszyć we własną drogę w poszukiwaniu szczęścia, powodując u nich wyrzuty sumienia i zniechęcenie do życia. „Kochając pana Danielsa” w dość brutalny sposób ukazuje, jak bardzo złe skutki może mieć nadmierna miłość rodzicielska.

Tak, jak „Pułapka uczuć” pięknie opisywała miłość dzieci do rodziców, tak „Kochając pana Danielsa” w cudowny sposób oddaje miłość rodzeństwa. Na kartach powieści spotykamy dwóch braci, dwie siostry bliźniaczki, a także duet brata i siostry. Pani Cherry każdą relację, choć na pozór podobną nakreśliła w zupełnie inny sposób, ukazując inne aspekty miłości. Wzrusza nas troska Hailey i Ryana, ich wzajemne krycie siebie nawzajem i po prostu bycie razem. Wątpliwości moralne wzbudza postawa Daniela, który dla dobra młodszego brata, nie waha się być dlań okrutny. Łzy na naszej twarzy mogą wywołać listy Gabby do bliźniaczki, w których każe jej nie załamywać się i żyć swoim życiem.


Nie mogę powiedzieć, że „Kochając pana Danielsa” to zła książka. Niestety, spodziewałam się po niej dużo więcej, tak entuzjastyczne opinie innych blogerek przygotowały mnie na coś dużo, dużo lepszego niż dostałam. Niemniej polecam Wam „Kochając pana Danielsa”, bo to naprawdę wartościowa pozycja z gatunku Young adult.

Ocena: 7/10 (bardzo dobra)

Książka bierze udział w wyzwaniach:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz