Hej, hej, Kochani!
Z przyjemnością muszę stwierdzić, że pomału wygrzebuję się z
moich zaległości, już prawie nie mam nieprzeczytanych książek z zeszłego roku!
Jesteście ze mnie dumni? Dzisiaj właśnie jeden z „odgrzewanych kotletów”,
opowiem Wam o książce, która miała premierę ponad rok temu, ale do moich rąk
trafiła dopiero teraz…
Po śmierci siostry bliźniaczki Ashlyn czuje się pusta. Ma
wyrzuty sumienia, że żyje i dokucza jej przeraźliwa samotność. W dodatku, ma
wrażenie, że jej matka ją odtrąca. Przytłoczona nieszczęściem udaje się do domu
swojego ojca i jego nowej rodziny. Nie wie jeszcze, że w nieznanym sobie miasteczku
na nowo nauczy się żyć, odkryje, jak wiele odcieni ma miłość i postawi wszystko
na jedną kartę. Daniel Daniels niedawno pochował ojca i matkę. Nie utrzymuje kontaktów
z bratem, a dodatkowo nosi w sobie ból po śmierci pierwszej dziewczyny. Kiedy
na jego drodze pojawi się piękna dziewiętnastolatka tak samo jak on zakochana w
twórczości Szekspira poczuje, co to tak naprawdę znaczy „kochać”. Ashlyn i jej
nauczyciel, pan Daniels wiedzą jednak, że ich miłość nie ma szansy na
przetrwanie.
Rozczarowanie. To pierwsze, co czułam, kiedy zamknęłam
książkę. Miało być poruszająco, emocjonująco, a było… nijako. Nie poczułam tej
burzy uczuć, która miała mi towarzyszyć, którą pozostałe blogerki mi
obiecywały. Ba, nie pociekła mi z oczu ani jedna łza, a przecież ja jestem
strasznie wrażliwa i beczę niemal na wszystkim… Oczywiście, momentami było mi
smutno, ale nie potrafiłam wczuć się w historię Ashlyn i Daniela.
Pierwsze, co najbardziej mnie irytowało, to zbyt duże
podobieństwo do powieści Colleen Hoover „Pułapka uczuć”. Dobrze, rozumiem, że obie
książki poruszają niemal ten sam wątek, ale czy te nawiązania nie mogły być
chociaż odrobinkę bardziej dyskretne? Daniel, tak jak i Will, ma traumatyczną
przeszłość, wyraża uczucia przez sztukę, ba, nawet uczy tego samego przedmiotu!
Czy matematyk nie może być bohaterem romansu? Dodatkowo, zirytowało mnie, że
początek znajomości Ashlyn i Daniela jest niemal taki sam jak Willa i Layken… Z
kolejnych podobieństw, które od razu rzuciły mi się w oczy, można wymienić
nietypowe, oryginalne imiona głównych bohaterek… LITOŚCI! Takie kopiowanie pomysłów Colleen już na
początku nastawiło mnie negatywnie do „Kochając pana Danielsa”.
Nie do końca przekonał mnie język powieści. Ja wiem, wiem,
że jestem wybredna, bo tu zbyt wulgarny czy kolokwialny, ale w tej książce to
było po prostu zbyt słodkie i infantylne. Ciągnące się na kilka akapitów opisy
oczu przyprawiały mnie o mdłości. W ogóle, cała powieść wydaje mi się
przesłodzona, a bohaterowie tak idealni, że aż nierealni i wkurzający. Miałam zakochać
się w panu Danielsie, ale przez całą książkę prześladowała mnie tylko jedna
myśl – ale przecież tacy mężczyźni nie istnieją… Niestety, chyba nie jestem
taką romantyczką jak myślałam i „Kochając pana Danielsa” okazało się dla mnie
zbyt słodkie.
Pomimo mojego narzekania, uważam, że powieść Brittainy C.
Cherry jest nawet więcej, niż dobra. Tylko, że, paradoksalnie, nie ze względu
na wątek miłosno-romantyczny, który jest dla mnie przesłodzony, lecz ze względu
na ukazanie innych aspektów miłości. Razem z Ashlyn poznajemy nową rodzinę jej
ojca, Henr’ego. Na pozór to idealna amerykańska rodzina, jednak w miarę rozwoju
akcji poznajemy jej problemy. Nadmiernie religijna mama nie pozwala swoim
dzieciom ruszyć we własną drogę w poszukiwaniu szczęścia, powodując u nich
wyrzuty sumienia i zniechęcenie do życia. „Kochając pana Danielsa” w dość
brutalny sposób ukazuje, jak bardzo złe skutki może mieć nadmierna miłość
rodzicielska.
Tak, jak „Pułapka uczuć” pięknie opisywała miłość dzieci do
rodziców, tak „Kochając pana Danielsa” w cudowny sposób oddaje miłość
rodzeństwa. Na kartach powieści spotykamy dwóch braci, dwie siostry bliźniaczki,
a także duet brata i siostry. Pani Cherry każdą relację, choć na pozór podobną
nakreśliła w zupełnie inny sposób, ukazując inne aspekty miłości. Wzrusza nas
troska Hailey i Ryana, ich wzajemne krycie siebie nawzajem i po prostu bycie
razem. Wątpliwości moralne wzbudza postawa Daniela, który dla dobra młodszego
brata, nie waha się być dlań okrutny. Łzy na naszej twarzy mogą wywołać listy
Gabby do bliźniaczki, w których każe jej nie załamywać się i żyć swoim życiem.
Nie mogę powiedzieć, że „Kochając pana Danielsa” to zła
książka. Niestety, spodziewałam się po niej dużo więcej, tak entuzjastyczne opinie
innych blogerek przygotowały mnie na coś dużo, dużo lepszego niż dostałam.
Niemniej polecam Wam „Kochając pana Danielsa”, bo to naprawdę wartościowa
pozycja z gatunku Young adult.
Ocena: 7/10 (bardzo dobra)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz