Hej, hej, kochani!
Jedną z książek, która bez wahania można nazwać hitem roku 2018, jest „Tatuażysta z Auschwitz”. Mimo że powieść zebrała naprawdę sprzeczne opinie i okazała się, wbrew zapewnieniom z okładki, mocno niezgodna z prawdą historyczną, grono jej wielbicieli nie maleje, więc co rusz można odnaleźć na blogach książkowych kolejne o niej opinie. Ja również bardzo chciałam dowiedzieć się, na czym polega fenomen tej historii, więc gdy tylko pojawiła się możliwość, poprosiłam koleżankę o pożyczenie powieści. I choć byłam nieco zniechęcona niezbyt pozytywnymi wrażeniami z lektury „Kommanda Puff”, to zdecydowałam się dać szansę powieści australijskiej pisarki.
Jedną z książek, która bez wahania można nazwać hitem roku 2018, jest „Tatuażysta z Auschwitz”. Mimo że powieść zebrała naprawdę sprzeczne opinie i okazała się, wbrew zapewnieniom z okładki, mocno niezgodna z prawdą historyczną, grono jej wielbicieli nie maleje, więc co rusz można odnaleźć na blogach książkowych kolejne o niej opinie. Ja również bardzo chciałam dowiedzieć się, na czym polega fenomen tej historii, więc gdy tylko pojawiła się możliwość, poprosiłam koleżankę o pożyczenie powieści. I choć byłam nieco zniechęcona niezbyt pozytywnymi wrażeniami z lektury „Kommanda Puff”, to zdecydowałam się dać szansę powieści australijskiej pisarki.
Rok 1942. Lale Sokołow, słowacki Żyd, trafia do obozu koncentracyjnego Auschwitz Birkenau. Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności udaje mu się zdobyć posadę tatuażysty. Podczas wypełniania swoich przykrych obowiązków, wiążących się z odbieraniem ludziom ich człowieczeństwa, spotyka piękną wystraszoną dziewczynę, w której zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Miłość, tak nieprzystająca do okoliczności, do obozu śmierci, gdzie człowiek staje się nic nieznaczącym trybikiem w machinie śmierci, daje mu siłę, by przetrwać Zagładę i uratować swoją ukochaną.
Oceniając książkę, chciałabym odejść od sprawy zgodności historycznej. Wiem, to duże ułatwienie, że mówiąc o książce historycznej, powinno się uwzględnić jej wartość merytoryczną, dla mnie jednak ważniejsze od tego, czy zgadzają się nazwy miejscowości oraz daty dziennie, jest to, czy książka potrafi oddać ducha epoki, czy potrafi przybliżyć historię w ten sposób, że czujemy, że dzieje się na naszych oczach. A wszystko to ma miejsce w „Tatuażyście z Auschwitz”.
Nie jest łatwo napisać romans, którego akcja rozgrywa się w obozie koncentracyjnym. Należy się zastanowić, czy w ogóle można pisać książki tego typu i w ten sposób wykorzystywać tak okropną tragedię, jaką był Holocaust, by uatrakcyjnić romantyczne opowieści. Wydaje mi się jednak, że Heather Morris, autorce powieści, udało się wyjść z tego zadania z twarzą. „Tatuażysta z Auschwitz” to powieść, która jednocześnie budzi grozę, przeraża, jak i daje nadzieję. Jest idealnie zbalansowana – autorka nie zapomina, jakie realia opisuje, śmierć i okrucieństwo otaczają bohaterów w każdym momencie, wywołują ogromny dyskomfort u czytelnika. Mimo to pojawiają się też przepiękne momenty, pełne różnych uczuć – nie tylko miłości, ale również przyjaźni, lojalności – wszystko to ukazuje, że więźniowie starali się zachować swoje człowieczeństwo mimo zła, jakie ich otaczało.
Bardzo ciekawa jest kreacja postaci. Niemal każdy z bohaterów musi zmierzyć się z pytaniem o to, gdzie są granice, do czego można się posunąć, by przeżyć. Szczególnie widać to na przykładzie Lale, tytułowego tatuażysty, który dzięki swojej pozycji więźnia funkcyjnego cieszy się ogromnymi przywilejami. Robi wszystko, by przeżyć koszmar obozu i by uratować bliskich sobie ludzi. Czy to jednak rozgrzesza go ze współpracy z oprawcą? Takie pytania główny bohater zadaje sobie przez całą powieść. Czytelnikowi nie jest łatwo na nie odpowiedzieć, szczególnie biorąc pod uwagę, że całą historię Heather Morris poznała właśnie z ust samego zainteresowanego, który mógł chcieć w ten sposób przedstawić fakty, by samego sienie wybielić. Niemniej powieść australijskiej pisarki jasno pokazuje, że w świecie tak pełnym zła i okrucieństwa nie da się jednostronnie ocenić postawy, jaką przyjmowali ludzie. Ukochana głównego bohatera, Gisela, jest w książce postacią dużo bardziej bierną, wydawać by się mogło, że słabszą niż Lale. Jednak to właśnie siła jej miłości pozwoliła tytułowemu bohaterowi przetrwać najtrudniejsze momenty obozowej gehenny. Postacią, której tragedia najbardziej mnie dotknęła była Cilka – żydowska więźniarka, zmuszona do współżycia z jednym z najokrutniejszych esesmanów. Choć dzięki temu romansowi udało się jej zrobić wiele dobrego, choć przede wszystkim uratowała własne życie, miała ogromne poczucie winy, czuła, że straciła swoją godność. Dramat takich postaci jak Cilka czy Lale każe zadać sobie pytanie, czy istniała cena przeżycia? Czy przetrwanie było największą wartością? Na to już czytelnik musi odpowiedzieć sobie sam.
Książka jest pisana w bardzo prosty sposób. Autorka posługuje się językiem, który trafi do każdego i który umożliwia szybką lekturę. Nie epatuje okrucieństwem, nie pisze w sposób patetyczny. Wydawać by się mogło, że tak łatwy i przyjemny w odbiorze styl nie pasuje do tematyki, jednak jeśli weźmiemy poprawkę na to, że „Tatuażysta z Auschwitz” jest przede wszystkim romansem, wszystko zacznie się zgadzać. Dzięki takiemu, a nie innemu zabiegowi Heather Morris książkę czyta się naprawdę szybko.
„Tatuażysta z Auschiwtz” z pewnością nie jest najlepszą ksiażką, jaka powstawała w tematyce obozowej. Na pewno są inne, bardziej prawdziwe, bardziej wstrząsające. To Holocaust w wersji rozrywkowej. Mimo wszystko jest on napisany z delikatnością i szacunkiem wobec ofiar. Myślę, że może stanowić dobre wprowadzenie w tematykę Zagłady dla osób, które chciałby dowiedzieć się więcej, nie są jednak jeszcze w stanie zmierzyć się z emocjonalnym ciężarem płynącym z książek autorów takich jak Grzesiuk, Borowski czy Levi.
Ocena: 8/10 (rewelacyjna)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz