Hej, hej, Kochani!
Literatura drugowojenna należy do jednej z moich ulubionych.
Z przyjemnością odkrywam coraz to nowe tytuły, a wątkiem, który szczególnie
mnie porusza jest uczucie pomiędzy przedstawicielami wrogich sobie narodów.
Dlatego kiedy usłyszałam po raz pierwszy o „Akuszerce” niesamowicie chciałam ją
przeczytać. Teraz wreszcie mi się udało. I znalazłam zdecydowanie najgorszą
książkę mojego życia. Książkę, którą milion razy rzucałam, nad którą klnęłam,
przez którą płakałam… Naprawdę, napisanie tej recenzji tak, żeby nie używać
wulgaryzmów będzie niesamowicie trudne, bowiem jestem w stanie tak wysokiej
irytacji poziomem obrzydliwości i absurdalności tej „prawdopodobnie najlepszej
wydanej ostatnio fińskiej powieści”, że ciężko mi się powstrzymać.
„Akuszerka” to romans wojenny opowiadający o uczuciu między
fińską kobietą a niemieckim oficerem SS. Ich związek oparty na pożądaniu i
wzajemnym przyciąganiu powoduje, że Krzywe Oko, odrzucona przez społeczność
akuszerka, decyduje się podjąć pracę w niemieckim obozie koncentracyjnym i
jenieckim, gdzie podejmuje się nieludzkiej pracy. Czy miłość faktycznie usprawiedliwia dokonane
przez nią wybory?
„Akuszerka” to zdecydowanie najgorsza książka, jaką
przeczytałam. Kiedy zaczynałam ją czytać, liczyłam na porywającą lekturę z
niebanalną fabułą. Dostałam obrzydliwe porno połączone z pseudofilozoficznym
bełkotem, w którym fabuła była właściwie nie do odnalezienia. Zmarnowałam na tę
książkę dwa dni, płonąc z zażenowania i płacząc z bezsilności. A wszystko po
to, byście unikali jej szerokim łukiem!
Ta „prawdopobobnie najlepsza wydana ostatnio powieść
fińska”, jak informuje nas napis na okładce, to zbiór chujów i cipek. Już od
pierwszej strony atakują nas mało eleganckie określenia narządów rozrodczych i
w równie intensywnym natężeniu nie opuszczają nas do ostatnich zdań. O ile
początkowo rozumiałam zamysł autorki na ukazanie brutalizmu, ukazanie
okrucieństwa, tak potem byłam zmęczona. Na każdej stronie musiały pojawić się
plastyczne opisy genitaliów i wydzielin wielu bohaterów, wszystko sprowadzało
się do stosnku i wszystko musiało być doń porównane. Moim hitem jest zdanie:
„Miał oczy jak kocia cipa”… Taaak…. Niestety tego typu sformułowania sprawiały,
że było mi niedobrze, że naprawdę byłam zmęczona. W głowie krążyły mi chuje i
cipki, a każda strona bolała coraz bardziej. Właściwie od połowy książki na
każdej stronie dochodziłam do wniosku, że autorka osiągnęła już dno den,
absolutną obrzydliwość, już nic gorszego nie znajdę… A potem przewracałam
stronę i proszę ! Niespodzianka! Początkowo miałam o tym tylko w;wspomnieć,
jednak obawiam się, że nie uwierzycie mi na słowo, a więc przygotowałam kilka
cytatów – UWAGA! TYLKO DLA CZYTELNIKÓW PEŁNOLETNICH I O MOCNYCH NERWACH!
„Pamiętam zapach wydobywający się z małej pochwy Maszy, gdy się nad nią nachyliam. Jeszcze zanim włożyłam palec do środka, wiedziałam, że obchodzono się z nią zbyt okrutnie (…). Podczas badania stwierdziłam, że popękały tkanki dzielące odbyt i pochwę i kał przedostał się do dróg rodnych.”
„Podstawia mi tyłek jak pies, a jednocześnie inaczej, robi to instynktownie i bez wstydu. Kościsty kręgosłup wygina się w łuk, uda zaczynają drżeć, gdy wdzieram się coraz mocniej i mocniej w tę ścisłość, w oczach pojawiają się iskry, serce wali jak młot, wiem, że wkrótce nie wytrzymam, czy mogę spuścić się w środku,czy mogę zrobić ci dziecko, a Dzikie Oko odpowiada, możesz, dalej, dalej. Tryskam i wydaje mimowolny okrzyk.”
„Rozpinam powoli spodnie, chwytam w tym dobrym miejscu, tuż pod jądrami, ściągam w dół napletek. Słońce przylega do wierzchu żołędzi, nawet nie patrząc wiem, że się byłyszy. Zaczynam przesuwać w dół i do góry.”
„Jak wszystkie zaciskały pizdy wokół twojego chuja. I tylko Ojciec w Niebiesach wie, że te kobiety z wieloma miały do czynienia. Z dużymi i małymi kutasami, w kształcie tulei i żylastymi, zaginającymi się trochę na lewo, gładkimi. Przetestowały to wszystko (…). One próbowały wszystkiego, te kobiety. Smakowały jędrny ogon niemieckiego oficera SS, spijały krople potu z brudnego fińskiego kutasa, z zaślinionego, śmierdzącego machorką wyrostka ruskiego więźnia. Bezwstydnice. Suki. Wiele z nich marzyło o tym, którzy w nie weszli, pożądało ich. Pożądało obdartego ze skóry, żylastego zająca obrzezanych Żydów, spalonych na pustyni, dygoczących z żądzy po radamanie arabskich chłopców, dwumetrowych Murzynów i ich sinych pochodni, Mualata jak jasne kakao z mlekiem (…). O Azjatach smakujących jak bagno, kanciastych i śmierdzących atramentem Rosjanach, których zamarynowane w wódce członki nie mieszą się nawet w grobach.”
„-Jadłaś owoce?Zapytałabym:- A czemu?- Bo pachniesz płodnością”
„Gdy wszedłeś we mnie, całe poprzednie życie wypłynęło z mojego ciała jak woda z dziurawego cebrzyka. Aniele wysłany przez Boga, Johannie Angelhurście, jak to się stało, że swoim kutasem zrobiłeś wyrwę w mojej czarnej duszy i dotarłeś do jasności.”
Tego typu kwiatki można by było mnożyć… Ale ja uznałam, że
więcej pamięci telefonu sobie nie zaśmiecię. Jak więc widzicie, autorka
postawiła na skrajny, obrzydliwy naturalizm.
Całkowicie zredukowała człowieka do roli zwierzęcia. Nie jestem jednak
przekonana co do słuszności tego zabiegu. Dla mnie było to szukanie na siłę sensacji i kontrowersji, aby zostać zauważoną i uznaną bezkompromisową
artystką. Niestety, książka jest do bólu niesmaczna, a zestawianie opisów
niemieckich zbrodni, opisów aborcji z opisami pewnych miejsc…. A najgorsza była
scena, gdy bohaterka robiła sobie dobrze przy zdjęciach z Babiego Jaru… Wtedy
naprawdę miałam wrażenie, że pewne granice zostały przekroczone, co nie jest
dobre.
Książka Katji Kettu w ogóle nie ma fabuły. A jeśli ją ma, to
niknie ona pod ogromną ilością wulgaryzmów… Autorka przedstawia nam opartą na
faktach historię swojej rodziny. Niestety, w myśl tego, że ma być wybitnie,
postanawia zrezygnować z chronologicznego czy jakkolwiek logicznego uszeregowania
zdarzeń. Zamiast tego otrzymujemy narrację prowadzoną z wielu perspektyw, w
różnych płaszczyznach czasowych. Brak jakiegokolwiek wyjaśnienia, powiązania,
czegokolwiek. Naprawdę, do końca książki nie rozumiałam jej fabuły, nie umiałam
odtworzyć ciągu przyczyno-skutkowego… Wydarzenia przeskakiwały, a ja miałam
coraz większy mętlik w głowie.
Niewiele jestem w stanie powiedzieć o bohaterach. Byli.
Irytowali. Doprowadzali do szewskiej pasji. Pierwszym problemem było to, że
poprzez chaos fabularny i fińskie imiona do końca książki nie widziałam, kto
jest kim i jakie są relacje pomiędzy bohaterami. Ale największy ból sprawiła mi
kreacja głównych bohaterów, którzy zostali sprowadzeni do swoich genitaliów.
Tytułowa akuszerka, Krzywe Oko, jest amatorką opisywania narządów rozrodczych
kobiet i ich woni <nie uwierzycie, ile akapitów można na ten temat
napisać!>. Szaleńczo „zakochana”, a raczej osoba z wieczną chcicą na chłopa,
zrobi wszystko, by nie stracić obiektu swych westchnień… A On… Zbrodniarz nazwany
„duszą grzybiarza”, do bólu wybielany (heloł, nie jest zbrodniarzem, on tylko
rowy kopał, na basen przecież), jest w rzeczywistości prawdziwym zostawaczem
spermy w każdej kobiecie i osobą, której przemyślenia odnośnie płci przeciwnej
koncentrowały się jedynie na jednej tematyce… Okropna postać!
Jak wiecie, naprawdę rzadko daję książce tylko jedną
gwiazdkę. Zawsze staram się znaleźć w nich cokolwiek dobrego, co pozwoli mi
podciągnąć nieco fabułę. Niestety, w przypadku „Akuszerki” jest to zupełnie
niemożliwe. Katja Kettu wzięła na tapet poważną tematykę i jej nie podobała. W
książce męczą nadmierne opisy narządów rozrodczych, porównywanie wszystkiego do
narządów rozrodczych i wszechobecny seks i brzydota. Jeśli to jest najlepsza
fińska powieść, to ja zdecydowanie nie chcę poznawać innych pozycji z tego
kraju!
Ocena: 1/10 (beznadziejna)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz