Hej, hej, Kochani!
Odkąd pamiętam, interesowała mnie tematyka II wojny
światowej. Przeczytałam mnóstwo wspomnień, jednak wciąż nie umiem wyobrazić,
sobie tego ogromu cierpienia, bólu, które musieli znieść ludzie żyjący w tamtych
okrutnych czasach… Z prawidziwą przyjemnością odkrywam wciąż nowe historie i
wydanie każdej książki zawierającej wspomnienia z okresu okupacji jest dla mnie
okazja do nowej lektury. Dlatego bez wahania sięgnęłam po wydane przez
wydawnictwo Bellona „Kobiece drogi” Tomasza Kubickiego.
W historii nawykliśmy mówić o bohaterach albo o
statystykach. Nie oddają one jednak w pełni tragicznej rzeczywistości lat
1939-1945. O tym świadcza historie prostych ludzi – szczególnie kobiet. W
swojej książce Tomasz Kubicki przedstawił losy kilku z nich. Różnie potoczyły
się ich losy – jedne trafiały do obozów koncentracyjnych, inne na Syberię,
jeszcze inne na roboty przymusowe. Ich historie stanowią przykład tragedii,
jaka w czasie II wojny światowej dotknęła cały naród polski.
Recenzowanie książek takich, jak „Kobiece drogi” jest
niezwykle trudne. Nie sposób przeciez ocenić historii, którą napisało samo
życie. Ciężko z perspektywy współczesnego człowieka odnieść się do bohaterów. A
jeszcze trudniej jest krytykować takie lektury… A jednak, czułabym się nie w
porządku wobec siebie, gdybym nie opowiedziała Wam o tym, że poruszająca
tematyka nie zawsze stanowi gwarancję dobrej, pasjonującej lektury.
Czytanie „Kobiecych dróg” było dla mnie koszmarem. Udręką.
Męczyło mnie niesamowicie. Szczerze mówiąc, rozpoczynając lekturę, nastawiałam
się na obcowanie ze wspomnieniami kobiet, które przeżyły to piekło. Tymczasem
tutaj Tomasz Kubicki sam opowiada ich losy, często bazując na biografiach bądź
autobiografiach, które zostały już wydane. Dla mnie było to bardzo mało
przekonujące. Nie umiałam zaangażować się emocjonalnie w opowiadane historie,
nie umiałam poczuć bliskości z bohaterkami. Momentami Tomasz Kubicki, oprócz
cytowania innych publikacji, sili się na narrację personalną. Jednak przytoczone
przez niego przemyślenia bohaterek były strasznie infantylne i sztuczne…
Niesamowicie działał mi na nerwy styl Tomasza Kubickiego.
Tak bardzo nie pasował do idei książki, którą było przecież opowiadanie o
wielkiej historii przez pryzmat prostych opowieści, losów zwykłych ludzi.
Niestety, język „Kobiecych dróg” jest do bólu patetyczny, pełen dziwnych
metafor i tak na siłę „udziwniony”. Miałam wrażenie, że autor na siłę chciał
uwznioślić coś, co przecież samo w sobie jest porażające. Ta uroczystość i
patos sprawiały, że naprawdę nie chciało mi się kontynuować lektury.
Jednak nie to działało mi na nerwy najbardziej. Jestem absolutnym przeciwnikiem
generalizowania i oceniania. Wydaje mi się, że my, ludzie urodzeni w czasach
pokoju, nijak nie możemy oceniać ludzi, którzy przeżyli czasy spełnionej
apokalipsy. Jestem też zdania, że każdego człowieka należy sądzić jednostkowo,
nie poprzez przynależność do narodu czy tego typu rzeczy. Niestety, Tomasz
Kubicki ocenia, wartościuje i generalizuje. Dopisuje ludziom , o których pisze jakieś
intencje i motywacje. Potrafi uogólniać
i twierdzić, że wszyscy przedstawiciele danej nacji byli tacy a tacy,. Brakuje
mi tu chęci zrozumienia tego koszmaru… Lektura jest naprawdę smutna, ukazuje,
że wciąż widzimy się jedynie w roli ofiar i zbawicieli świata…
Podsumowując, „Kobiecie drogi” Tomasza Kubickiego absolutnie
nie spełniły moich oczekiwań. Dużo chciałam od tej powieści, liczyłam, że mnie
zainspiruje, że mnie czegoś nauczy. Niestety. Dostałam patos, dużo patosu,
oceniania, generalizowania. Zdecydowanie nie warto marnować czasu na tę
książkę!
Ocena: 3/10 (słaba)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz