Hej, hej, Kochani!
Od lat jestem fanką serii książek wydawnictwa Znak pod
tytułem „Prawdziwe historie”. Te pięknie wydane, oprawione w twardą oprawę
białe książki zawsze są dla mnie gwarancją dobrej lektury. Zawsze mnie
inspirowały i motywowały, wydobywając z cienia niepamięci kobiety, które nie
miały okazji przedstawić swych historii. Kiedy w bibliotece zobaczyłam kolejną
pozycję autorstwa Anny Herbich, opowiadającą o bohaterkach antykomunistycznej
opozycji lat 70. I 80., bez wahania się za nią zabrałam. Potem jednak pojawił
się moment zawahania – okres działalności Solidarności wciąż budzi przecież
mieszane uczucia, zależne od tego, po której stronie politycznego bagienka
stoimy. Bardzo bałam się tego, że książka będzie albo zbyt kwestionująca sukces
Polaków na drodze ku wyzwoleniu się spod moskiewskiego buta lub zbyt
idealizująca Okrągły Stół, Lecha Wałęsa i inne kwestie sporne. Na szczęście pani Anna Herbich okazała się być
ponad nasze podziały, oddając głos swoim bohaterkom.
Były w różnym wieku. Jedne urodziły się jeszcze w wolnej
Polsce, inne pod okupacją niemiecką bądź sowiecką, jeszcze inne przyszły na
świat w szarej rzeczywistości komunistycznego kraju. Niektóre były
wykształcone, inne pracowały w fabrykach, jeszcze inne prowadziły dom.
Najmłodsza z nich miała zdawać maturę, gdy została aresztowana. Połączyło je
jedno – chęć życia w wolnym i niezależnym kraju, chęć godnego życia na ludzkich
warunkach. Zaangażowały się w antykomunistyczną opozycję. Działały na wiele sposobów
– strajkowały, pomagały strajkującym, uczestniczyły w rozmowach z władzą,
organizowały demonstrację, kolportowały nielegalną prasę i książki. Często to one działały tam, gdzie mężczyźni
zawodzili. Przez komunistów były traktowane bez żadnej taryfy ulgowej. Polska
po ’89 jedne z nich doceniła, obdarowując je eksponowanymi stanowiskami, a inne
pozostawiła samym sobie. Anna Herbich ukazuje historie tych niezwykłych kobiet
bez żadnego oceniania, która bardziej przysłużyła się w walce z komuną i która
po przemianach politycznych podjęła słuszną decyzję.
Tak jak przypuszczałam, „Dziewczyny z Solidarności”
przypadły mi do gustu nieco mniej niż historie kobiet walczących w powstaniu
warszawskim czy zesłanych na Syberię. Może dlatego, że w przypadku recenzowanej
pozycji dużą rolę odgrywa jednak polityka? Może dlatego, że niemal każda z
kobiet bardzo silnie odnosiła się do wydarzeń politycznych, które mają miejsce
obecnie. Może przez to, że gros z nich negatywnie wypowiadała się o swoich
kolegach z Solidarności, którzy podjęli potem inne decyzje? Nie wiem, ale jakoś
smutno było to czytać – jeszcze silniej zauważyłam wszystkie podziały naszego
społeczeństwa.
Mimo to, „Dziewczynom z Solidarności” niewiele można
zarzucić jako książce. Anna Herbich przedstawiła historie swoich bohaterek w
sposób niezwykle interesujący. Nie oceniała ich, tylko oddała im głos,
pozwoliła opowiedzieć o swojej walce z komunizmem. Wybrała bohaterki walczące
na różne sposoby, podejmujące różne decyzje. Przez to możemy mieć pełen przekrój bohaterek
opozycji, a na podstawie ich wypowiedzi oraz wiedzy.
Dla mnie bardzo dobrym zabiegiem było tak szerokie ukazanie
walki społeczeństwa polskiego z PRLowskim reżimem –historie opowiadane przez
bohaterki sięgającą już Poznańskiego Czerwca 1956 r., obejmując okres
studenckich protestów w 1968 r., strajków w Grudniu’70, Czerwiec’76 aż wreszcie
rozpoczynające „karnawał Solidarności” protesty w sierpniu 1980, potem niezwykle
trudną i pochłaniającą wiele ofiar walkę w czasie wojennego, a także
wystąpienia opozycyjne, gdy wiadomo już było, że PRL chyli się ku upadkowi. Oczywiście,
zgodnie z tytułem główny akcent kładzie się na lata działalności Solidarności,
jednak książka ukazuje, że niezgoda Polaków na reżim komunistyczny była niemal
trwała i przejawiała się w wielu wystąpieniach. Pisarka ukazała kobiety
podejmujące się różnych zadań, mające różną pozycję społeczną, różne
przekonania polityczne, różne motywację.
Dzięki tak szerokiemu i zróżnicowanemu doborowi bohaterek mamy do
czynienia z panoramą niemal calego społeczeństwa lat 80.
Pomimo że, jak wcześniej pisałam, książka sprawiła mi nieco
przykrości ukazując nasze skłócenie i permanentny podział, zainspirowała mnie także. Przedstawione historie zobrazowały mi, jak
trudno być bohaterem. To, co dla bohaterek było naturalne – walka z niepozwalającym
na wolne i godne życie systemem – wymagało od nich tak wielkich poświęceń. Ryzykowały,
były bite, zwalniane z pracy, nie mogły zdobywać wykształcenia, trafiały do
więzień. Przez pracę opozycyjną rozbijały się ich małżeństwa, one traciły
najcenniejsze lata życia swoich dzieci. Podziwiam to, że nie wiedząc, czy ich
walka przyniesie sukces, bez wahania zdecydowały się na tak wielkie
poświęcenia.
Podsumowując, uważam, że „Dziewczyny z Solidarności” to
ksiażka, którą naprawdę warto przeczytać. Zdecydowanie poszerzyła moją wiedzę o
okresie walk z komuną. Zaprezentowała kobiety, które nie wahały się poświęcić
wiele, by walczyć o wolność. Jest też przycznkiem do bardzo smutnej refleksji o
tym, jak po 1989 roku zmieniło się nasze społeczeństwo, jak bardzo się
podzieliliśmy i jak nie potrafiliśmy wykorzystać szansy, jaką uzyskaliśmy.
Ocena: 7/10
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz