Hej, hej, Kochani!
Czasami mam wrażenie, że osoby, które lubią czytać, są uważane za takie, które nie robią NIC innego. Nasz cały świat ma się kręcić jedynie wobec poznawanych przez nas lektur. Żeby przeciwstawić się tym krzywdzącym stereotypom, Klaudia z bloga Z książką do łóżka postanowiła zorganizować akcję, w której jedenaście blogerek książkowych opowiada o swoich pasjach. Dzisiaj nadeszła pora na mnie!
Dobrze jest znaleźć sobie hobby, które tak człowieka wciąga, i sprawia, że z radością czeka się na kolejny tydzień, zamiast ponuro liczyć dni. Z tym zdaniem z Love, Rosie Ceceli Ahern muszę się zgodzić. Nie wiem, jak mogłabym żyć, gdyby nie moje zainteresowania - książki, blogowanie, Przyznam, że początkowo miałam problem z wyborem tego, co interesuje mnie najbardziej. Jestem osobą, która uwielbia dowiadywać się wielu rzeczy o świecie i cokolwiek tylko usłyszę, chcę pogłębić swoją wiedzę. Zdecydowałam się jednak na dwie moje pasje, które zdecydowanie zdominowały moje życie: JĘZYK WŁOSKI oraz DWUDZIESTOWIECZNĄ HISTORIĘ POLSKI.
Zacznę od tego, co zdecydowanie kocham najbardziej. czyli la bella lingua italiana. To zdecydowanie moja miłość od pierwszego usłyszenia. Wszystko zaczęło się, mój Boże, już siedem lat temu! Mój wujek w czasie wspólnych wakacji uczył się na głos języka włoskiego. Słuchałam, słuchałam i... zakochałam się! I choć w VI klasie usiłowałam sama coś się uczyć, nie miałam jeszcze tak silnej motywacji. Potem, w gimnazjum rozpoczęłam naukę ukochanego, wymarzonego języka. Byłam chyba jedyną osobą w szkole, która nie znienawidziła tego przedmiotu! Dzięki niezwykle wymagacej nauczycielce (postrach całej szkoły, a przy okazji moja miłość xD) szybko uczyłam się nowych słówek, aż w końcu namówiłam rodziców, żeby wysłali mnie na profesjonalny kurs włoskiego. I cóż... po początkowej niechęci (miałam najmniejsze umiejętności w całej grupie) zakochałam się na całego. Na kurs chodzę już trzy lata, obecnie jestem na poziomie B2. Włoski otacza mnie niemal cały czas. Nałogowo kupuję kolejne książki, podręczniki, audio, repetyrioria, fiszki, słowniki. Mam tego całą półkę. Codziennie staram się zrobić jakieś ćwiczenia, powtórzyć kilka zwrotów, od rana słucham włoskiego radia. Nałogowo wplatam włoskie słóka w moją polszczyznę - o czym najwięcej może powiedzieć Kitty Ailla xD. Po prostu chłonę język. Nie ograniczam się tylko do nudnych ćwiczeń - wstaw czasownik w odpowiedniej formie i tak dalej. Oczywiście, one są bardzo potrzebne, kiedy uczymy się nowego czasu, ale dzięki mojej cudownej lektorce Paulinie zrozumiałam, że jestem już na tyle dobra, że mogę łączyć włoski z tym, co kocham - stąd oglądam włoskiego youtube'a, czytam plotki czy artykuły w stylu "Wysokich obcasów". Nawet nie wiecie, ile to może dać satysfakcji! Uważam, że każda okazja jest dobra, by coś podłapać - dlatego żaden italiano w Krakowie nigdy nie będzie bezpieczny. A co mi to daje? Przecież po włosku mówi się we Włoszech i kilku biednych krajach Afryki... Po pierwsze, kiedy mówię po włosku, staję się zupełnie inną osobą - bardziej pewną siebie, rozgadaną <choć podobno i tak jestem gadułka>, bardziej optymistyczną. Po drugie, to jest coś, co mnie uszczęśliwia, na co zawszw znajdę energię. Po trzecie, nie planuję emigracji, a w Krakowie z dobrym językiem włoskim można znaleźć naprawdę świetną pracę. Mam nadzieję, że moja miłość do tego języka będzie trwała i trwała - w tym roku chcę naprawdę pocisnąć, bo mam w planach zdać z niego maturę oraz zrobić certyfikat językowy... Tak więc, w okolicach 20 maja proszę pomyśleć o mnie i powiedzieć: In bocca al lupo, czyli nasze polskie powodzenia!
Moją drugą pasją jest dwudziestowieczna historia Polski. Zakochałam się w niej hohoho kiedy, chyba jeszcze w podstawówce :O Zaczęło się chyba od przypadkowego obejrzenia jednego z odcinków Czasu Honoru, serialu mojego życia. Potem, zainteresowana prawdziwą historią II wojny zaczęłam coraz więcej oglądać, czytać, szukać informacji. Moje półki uginają się pod ciężarem książek o II wojnie światowej, beletrystycznych i naukowych. Później zainteresowałam się dwudziestoleciem międzywojennym. Ach, cóż to były za czasy! Piękne sukienki, cudowna, rozkwitająca kultura, powszechny patriotyzm. Mam wrażenie, że wtedy ludzie byli lepsi, bardziej uczciwi, bardziej kulturalni, bardziej z klasą... Inni. Potem, przez lata komuny, nauczyliśmy się patrzeć na siebie, na swój interes, zaczęliśmy dążyć do celu po trupach. Kiedy czytam o Polsce sprzed 90 lat, jest mi autentycznie przykro, że tak zniszczono nasz kraj, że elita naszego narodu została zamordowana przez Niemców, Rosjan i, co chyba najbardziej boli, polskich komunistów. Uwielbiam wciąż poszerzać swoją wiedzę, dowiadywać się mniej znanych faktów <i tu kłaniam się mojemu cudownemu przyjacielowi, dzięki któremu mój światopogląd historyczny często rnie w gruzach, dzięki któremu chcę wiedzieć więcej i więcej, żeby nie miał mnie za idiotkę i który mówi mi o takich superhistorycznych, mało znanych sprawach>. Dzięki zainteresowaniu się historią dwudziestolecia międzywojennego, znalazłam swoje ideały, wśród Żołnierzy Wyklętych, powstańców warszawskich czy żołnierzom nie tylko Armii Krajowej odnalazłam autorytety i wiem, jakim człowiekiem chciałabym być. W dwudziestowiecznej historii Polski kocham także to, że jest taka nieoczywista. Wciąż wiele w niej zagadek i kwestii spornych, na które patrzenie zależy jedynie od naszych poglądów. Potrafię godzinami zażarcie (czasem dziwię się, że jeszcze się nie pozabijaliśmy) dyskutować na tematy II wojny światowej, Żołnierzy Wyklętych, PRL-u z moim przyjacielem, który ma zupełnie inne poglądy na każdy temat niż ja :) Wątpię, czy jakby kochała np. fizykę <brrr>, to takie rozmowy byłyby równie zażarte :) Dwudziestowieczna historia Polski to temat, który chcę wciąż i wciąż zgłębiać, by wiedzieć o nim jak najwięcej!
A jakie są Wasze pasje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz