Hej, hej, Kochani!
Książka, o której chcę Wam opowiedzieć trafiła do mnie
kompletnie przez przypadek. Nawet nie pamiętam, kiedy zapisywałam się na book Tour
u Zaczytanej Wiedźmy, dlatego nie wyobrażacie sobie, jakie było moje zdumienie,
gdy po powrocie z wakacji ujrzałam jako jedną z paczek właśnie „Uratuj mnie”. O
tej powieści słyszałam wiele, wiele złego, dlatego podchodziłam do niej z
ogromnymi oporami. Oczami wyobraźni widziałam już, jak mieszam ją z błotem na
blogu. Tymczasem, zupełnie niespodziewanie, całkowicie zakochałam się w tej
pozycji!
Po śmierci starszego brata Maia Hamilton zamknęła się w
sobie. Odseparowała się od dawnych znajomych i nie pozwoliła nikomu zdobyć
swojego zaufania. Wszystko zmienia się, gdy w jej szkole pojawia się nowy uczeń
– przystojny Kyler, syn uznanego ekonomisty i znanej pisarki. Chłopak
postanawia poznać tajemniczą, obdarzoną talentem muzyczną koleżankę. Nie wie o
jej zranieniach, jednak kiedy dociera do niego prawda o przeszłości dziewczyny,
postanawia uratować ją przed zgubnym wpływem wydarzeń sprzed lat.
Po „Uratuj mnie”, jak już wcześniej pisałam spodziewałam się
wszystkiego najgorszego. Bałam się tego, co irytuje mnie w większości
młodzieżowych romansów – nagłej i dozgonnej miłości, zakochania rozumianego
jedynie jako seks, dużej ilości wulgaryzmów oraz schematycznych bohaterów. Na
szczęście Annie Bellon udało się tego uniknąć! Pisarka stworzyła poruszającą,
niemożliwą do zapomnienia historię!
Pierwszym, co pokochałam w „Uratuj mnie” jest niebanalne
ukazanie wątku miłosnego. Sami wiecie, jak to wygląda w większości młodzieżówek
– na drodze szarej myszki pojawia się ON i nagle, jak za dotknięciem magicznej różdżki,
zakochują się w sobie na zabój. Relacja Mai i Kylera jest zupełnie inna. Od
początku książki śledzimy to, jak chłopak stopniowo zbliża się do zamkniętej w
sobie dziewczyny i burzy mury, jakie ta zbudowała wokół siebie. Długo łącząca
ich więź jest tylko przyjaźnią – wzajemnym wspieraniem się i szukaniem
zrozumienia u drugiej osoby. Myślę, że dlatego, że łatwo nam uwierzyć w taką
relację, bardziej angażujemy się emocjonalnie w opowiadaną historię. Dodatkowo,
sceny stworzone przez Annę Bellon są tak urocze, słodkie i wzruszające, że
każdej romantyczce zrobi się ciepło na sercu!
Kolejną zaletą powieści są jej bohaterowie. Zdecydowanie nie
wpisują się w tak uwielbiany przez autorki literatury Young adult schemat
szarej myszki i Bad boya. Maia jest dziewczyną, która na początku może wydawać
się wycofana, jednak kiedy dzięki Kylerowi burzy zbudowane wokół siebie mury,
poznajemy jej inteligencję, poczucie humoru oraz sarkazm – ach, te cudowne
dialogi pomiędzy nią a jej ukochanym! Natomiast główny bohater nie ma w sobie
NIC z Bad boya! Nie znoszę tego wzoru postaci – pije, pali, klnie, traktuje
swoją dziewczynę jak maszynkę do seksu, a ta i tak go kocha. Kyler jest
zdecydowanie inny! Chce poznać bliżej Maię, szanuje ją, jest przy nie na dobre
i na złe. Jedyna jego wada, to to, że jest zbyt idealny – bo takich facetów
niestety nie ma.
„Uratuj mnie” w poruszający i bardzo wiarygodny sposób
opisuje traumę, wyrzuty sumienia, stratę. Często w przypadku książek
młodzieżowych wszelkie problemy znikają w momencie pojawienia się księcia na
białym koniu. W debiucie Anny Bellon związek staje się dopiero impulsem, dzięki
któremu Maia postanawia zacząć walczyć z dręczącymi ją demonami przeszłości.
Młoda pisarka w tak cudowny sposób potrafiła oddać emocje targające swoją
bohaterką, że czytelnik, nawet nie mając na koncie tak traumatycznych
doświadczeń, mógł zrozumieć stan psychiczny protagonistki. Niejednokrotnie,
kiedy czytałam o tym, co działo się w duszy Mai, płakałam wraz z nią. Dawno
żadna książka nie wpłynęła aż tak na moje emocje!
Książka przepełniona jest pasją do muzyki. Na jej kartach
niejednokrotnie pojawiają się tytuły mniej lub bardziej znanych piosenek, które
idealnie obrazują uczucia bohaterów! Dodatkowo, wspólna pasja, jaką jest
tworzenie piosenek, jest spoiwem, które cementuje przyjaźń bohaterów. Anna
Bellon w bardzo ciekawy sposób opisała proces zakładania zespołu muzycznego,
pierwszych koncertów oraz tworzenia z pasji. To było naprawdę inspirujące!
Pierwszoosobowa narracja w „Uratuj mnie” prowadzona jest
zarówno z perspektywy Kylera, jak i z perspektywy Mai. Dzięki temu autorka
wprowadza wiele scen, które pozwalają lepiej poznać obu bohaterów – opisuje ich
przeszłość oraz sytuację rodzinną. Pokazuje też, jak podobne są myśli dwojga
zakochanych. Mnie dużo bardziej do gustu przypadły rozdziały, w których narratorką
była Maia, były bowiem napisane „zgrabniej” i pełne uczuć. Narracja z
perspektywy Kylera prowadzona była w sposób dużo bardziej prosty – dominowały w
niej kolokwializmy, a sporadycznie pojawiały się wulgaryzmy. Na pewno należy
pochwalić Annę Bellon za to, że potrafiła wiarygodnie wcielić się zarówno w
rolę Kylera i Mai, dzięki czemu styl opowiadania obu postaci jest
charakterystyczny.
Nie myślałam, że książka młodzieżowa, do tego zbierająca tak
negatywne recenzje, może mi się do tego stopnia spodobać! Na szczęście szybko
zapomniałam o moich uprzedzeniach i dałam się w pełni wciągnąć w historię
opowiedzianą przez Annę Bellon. Pod względem emocjonalności polska pisarka może
się równać z tak uwielbianą przeze mnie Colleen Hoover! Myślę, że „Uratuj mnie”
to zdecydowanie jedna z najlepszych pozycji w swoim gatunku!
Ocena: 9/10 (wybitna)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz