Hej, hej, Kochani!
Pomimo że mam już ponad osiemnaście lat, w głębi duszy wciąż
czuję się dzieckiem. Często oglądam bajki Disneya i tylko cieszę się, że mam
młodszą siostrę, bo to nie wstyd. Ostatnio, dzięki jej namowom, sięgnęłam po
książkę, którą jako dziecko darzyłam uwielbieniem. Mowa o „Małej księżniczce”
Frances Hodgosn Burnett – jednym z klasyków literatury dziecięcej.
Rozpieszcza na przez ojca siedmioletnia Sara Crewe trafia na
londyńską pensję prowadzoną przez pannę Minchin. Wyróżniająca się pięknymi
strojami, a także obdarzona wielką
wyobraźnią dziewczynka szybko budzi różne emocje wśród swoich koleżanek. Jednak
dobre serce „małej księżniczki”, jak jest nazywana, sprawia, że Sara otoczona
jest osobami, które ją uwielbiają. Jej życie zmienia się diametralnie, gdy po
śmierci ojca staje się nędzarką.
„Mała księżniczka” to powieść, która w dużym stopniu
wpłynęła na moje dzieciństwo, a także na to, jakim człowiekiem dzisiaj jestem.
Dlatego jednocześnie ekscytowałam się, jak i przerażałam perspektywą kolejnego
przeczytania. Obawiałam się tego, że historia Sary Crewe już mnie nie poruszy i
stracę dobre wspomnienia o tej pozycji. Na szczęście – na nowo zakochałam się w
książce Frances Hodgson Burnett.
Książki tej nie da się oceniać tak, jak każdej innej
pozycji. To powieść specyficna, skierowana do specyficznego odbiorcy, jakim
jest dziecko. Dlatego trzeba na nią spojrzeć właśnie przez ten pryzmat. Z całą
pewnością „Mała księżniczka” jest opowieścią z morałem. Przywodzi na myśl
bajki, w których mimo wszystkich przeszkód, nieszczęść i przeciwności losu,
dobro musi zostać nagrodzone. Dlatego można zżymać się na naiwność fabuły, jej
nierealność, na przewidywalne zwroty akcji, ale po co? Czy nie lepiej nacieszyć
uwierzyć słowom Sary?:
Nie wiem czemu to przypisać(...), ale zawsze gdy ma mnie spotkać coś najgorszego, zdarza się nagle jakaś odmiana, zupełnie jak gdyby jakiś czarodziej wdał się w tę sprawę.
Wykreowani bohaterowie są bardzo jednostronni. W książce nie
ma miejsca na odcienie szarości – dziecko ma od razu wiedzieć, kto jest dobry,
a kto zły. Mimo że postaci od początku stają się jasnymi wzorami bądź
antywzorami dla małego czytelnika, autorce udało się stworzyć zróżnicowany
obraz londyńskiego społeczeństwa. Wykreowane postaci są obrazem różnych
nieszczęść, jakie przytrafiają się ludziom – osamotnienie, sieroctwo,
niezrozumienie, brak akceptacji, ubóstwo oraz postaw wobec bliźniego. Książka
Frances Hodgson Burnett uczy, że pomimo wielu tragedii, jakie nas spotykają, mamy
w sobie na tyle siły, by być dobrym człowiekiem. Nikt nie jest na tyle beznadziejnym
człowiekiem, by nie móc zachowywać się jak „mała księżniczka”, bo o tym wcale
nie świadczy nasz wygląd, lecz to, jacy jesteśmy dla innych.
Łatwo być księżniczką gdy jest się odzianą w złote szaty, ale znacznie większy triumf - pozostać nią nawet wtedy, gdy nikt o Tobie nie wie.
Kiedy czytałam „Małą księżniczkę” czułam ciepło i
bezpieczeństwo. Powieść na nowo przeniosła mnie w czasy beztroskiego dzieciństwa,
kiedy nie nurtowały mnie trudne pytania o to, dlaczego świat wygląda tak, jak
wygląda, dlaczego pełno jest niesprawiedliwości i smutku. Historia Sary
zapewniła mnie, że warto być mimo wszystko dobrym człowiekiem, nie patrząc na
okoliczności!
Jeżeli natura stworzyła nas do dawania, mamy otwarte dłonie i serca od pierwszych chwil życia i chociaż mogą się zdarzać liczne chwile, kiedy dłonie nasze są puste, serca są zawsze pełne i możemy rozdawać z nich hojnie przeróżne wspaniałości: ciepło, dobroć, zachętę, pociechę, wesołość – a czasem wesoły śmiech bywa największą pomocą.
Ponowne odkrycie „Małej księżniczki” było dla mnie strzałem
w dziesiątkę! Na nowo pokochałam historię opowiedzianą przez Frances Hodgson
Burnett. Choć jest nieco dziecinna i nawina, przypomina o najważniejszych
prawdach i zasadach, jakich powinniśmy przestrzegać w naszym życiu!
Ocena: 7/10 (bardzo dobra)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz