Hej, hej, Kochani!
Nie tak dawno na blogu pojawiła się bardzo entuzjastyczna
recenzja pierwszego tomu bestsellerowej serii Niny Reichter „Ostatnia spowiedź”.
Pomimo mojej początkowej niechęci, historia szarej myszki i gwiazdy rocka
podbiła moje serce. Dlatego, choć zwykle tego nie robię, nie wahałam się długo
i niemal od razu po zakończonym maratonie zabrałam się za drugi tom. I
przyznam, że po raz kolejny twórczość młodej polskiej pisarki wywołała u mnie
prawdziwą burzę emocji oraz sprzecznych myśli.
UWAGA! DALSZA CZĘŚĆ RECENZJI ZAWIERA SPOILERY DO PIERWSZEGO
TOMU!
Po postrzale z rąk fanki, Bradin trafia do szpitala, gdzie
walczy o życie. Przy jego łóżku noc i dzień czuwają brat Tom oraz ukochana
Ally. Nie wiedzą oni jednak o tym, że tuż przed koncertem, na którym doszło do
tragedii, przystojny piosenkarz dowiedział się o domniemanym romansie pomiędzy
dwoma tak bliskimi sobie osobami. Podejrzenia chłopaka to dopiero początek
problemów, z jakimi muszą się zmierzyć Ally i Bradin. Czy miłość w świecie
show-biznesu jest w ogóle możliwa? I czy relacja łącząca Amerykankę z Tomem
rzeczywiście jest tak niewinna? Odpowiedzi na te pytania z całą pewnością
odnajdziecie, czytając drugi tom „Ostatniej spowiedzi”!
Przyznam szczerze, że druga książka Niny Reichter mnie
rozczarowała. Spodziewałam się czegoś innego, lepszego. Oczywiście, nadal styl autorki zachwyca,
nadal umieszcza ona odnośniki do wspaniałych piosenek, nadal pisze tak, że
pobudza wszystkie możliwe emocje – od szczęścia, przez lęk, aż wreszcie po
smutek, łzy i złamane serduszko, jednak do tej gamy uczuć dołącza coś jeszcze.
Irytacja. Zmęczenie głupotą bohaterów. Chęć wejścia do świata książki i
zrobienia komuś krzywdy. Fabuła też jest dużo mniej interesująca, niż miało to
miejsce w przypadku pierwszego tomu „Ostatniej spowiedzi”.
Uważam, że drugi tom historii Bradina i Ally traci to, za co
pokochałam pierwszy. O ile wcześniej mieliśmy do czynienia z rozwojem relacji,
z budzeniem się uczucia tych dwojga, mogliśmy patrzeć na to, jak stają się dla
siebie kimś więcej, tak tutaj widzimy już pseudoszczęśliwy związek. Dlaczego „pseudo”?
Otóż, relacja łącząca tę dwójkę została sprowadzona li i jedynie do ciągłych
kłótni i powrotów. Najbardziej zabolał i lekko oburzył mnie fakt, że bohaterowie
w ogóle nie rozmawiali o swoim związku, o swoich problemach, tylko od razu szli
do łóżku. Bo o ile w pierwszym tomie „Ostatniej spowiedzi” seks rzeczywiście
nie grał zbyt dużej roli i był jedynie dopełnieniem psychicznej więzi łączącej
Ally i Bradina, tak tu bohaterowie kopulują jak króliki. Sceny erotyczne są rzeczywiście opisane
ładnie i z wyczuciem, nie przekraczają granicy dobrego smaku, jednak było ich
zdecydowanie za dużo! Męczące!
O ile, czytając pierwszy tom, zakochałam się w Bradinie i
cichutko myślałam o tym, jak wspaniale byłoby spotkać takiego mężczyznę na
swojej drodze, tak teraz znienawidziłam go dogłębnie. Ale to był dupek!
Zapatrzony w siebie egoista, który swoimi durnymi zachowaniami, swoimi
podejrzeniami i nieracjonalnymi podejrzeniami niszczy życie wszystkim dookoła. Miałam
dość jego zachowania, jego marzeń, by wszyscy skakali wokół wielkiej
gwiazdeczki… Niesamowicie irytowało mnie, gdy wymagał od Ally, żeby podporządkowała
mu całe swoje życie, by zrezygnowała ze wszystkiego, co było wcześniej. Ally…
sama nie wiem, co o niej myśleć. Z jednej strony, widać, że dorosła, widać, że
nie jest już tak zagubiona jak w pierwszym tomie. Z drugiej, niesamowicie mnie
irytowało to, jak płaszczyła się przed Bradinem, jak robiła wszystko, co jaśnie
pan sobie wymyślił i jak wybaczała mu wszystkie jego wyskoki. Natomiast
absolutnie zakochałam się w Tomie! Jak ja go mogłam wcześniej nie zauważać!
Uważam, że z dwojga braci Rothfeldów to on bardziej zasługuje na miłość Ally,
ale, no cóż, domyślam się, jak potoczą się dalsze losy bohaterów.
Pomimo tego, że narzekam na niezbyt dobrze skonturowaną
fabułę oraz niesamowicie irytujących (zwłaszcza jednego, och, Bradin, zgiń)
bohaterów, powieść Niny Reichter zawładnęła mną całkowicie. Cóż, jak już
widzicie, wobec wykreowanych przez nią postaci nie można pozostać obojętnymi,
więc ich uczucia poniekąd stają się naszymi uczuciami. Autorka ma niesamowity
dar do przekazywania emocji, więc powieści nie da się czytać obojętnie. Sama
nie wiem, w czym tkwi tajemnica – może we wspaniałym, niby prostym, a jednak niesamowicie
plastycznym języku Niny? A może w tym, że uczucia, które opisuje są tak
powszechne, a jednocześnie, ze względu na wpleciony wątek show-biznesu,
okraszone nutą tajemniczości i niezwykłości?
Na pewno ogromną zaletą powieści jest to, ze przedstawia ona
kulisy świata show-biznesu. Przyznajcie się, każdy z nas chce wiedzieć, jak
wygląda życie gwiazd estrady czy filmu. Nina Reichter opisuje świat gwiazd
rocka z wszystkimi jego blaskami i cieniami – uwielbieniem fanek, wspaniałymi
przygodami, ale również zmęczeniem, niemożnością prowadzenia życia prywatnego
czy poczuciem osamotnienia. Uważam, że wątek ten dodaje „Ostatniej spowiedzi”
pieprzyku i czyni ją czymś wyjątkowym.
Jak już widzicie, obok książek takich jak „Ostatnia
spowiedź. Tom II” nie da się przejść obojętnie. Wydaje mi się, ze nawet moja
recenzja jest pełna sprzecznych emocji, jakie czułam tuż po zakończeniu
lektury. Jest mi trochę przykro, że drugi tom historii Ally i Bradina nie
przypadł mi do gustu tak mocno, jak pierwszy, ale jednocześnie wiem, że z całą
pewnością wkrótce sięgnę po trzeci. Bo, uwierzcie mi, ta historia uzależnia!
Na zachętę, wkleję Wam kilka cytatów, ale uwierzcie, tych wartych uwagi jest znacznie, znacznie więcej:
Ocena: 6/10 (dobra)
Książka bierze udział w wyzwaniu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz