Hej, hej, Kochani!
Dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o książce, która, wedle
wszelkich zasad prawdopodobieństwa, nie powinna była przypaść mi do gustu.
Zakupiłam ją w przypływie chwili, pod wpływem impulsu i trzymałam, trzymałam,
trzymałam na półce ponad rok. Wreszcie, zmobilizowana Majowym zaczytaniem
sięgnęłam po nią, ale byłam pełna obaw. Zniechęcało mnie zarówno wydawnictwo,
które często wypuszcza na rynek literaturę-makulaturę, jak również tematyka.
Nina Reichter wydała książkę, która wcześniej była fanfiction o zespole Tokio
Hotel, a oglądając genialnego Pawła Opydo nieco zraziłam się do takich
„tforuw”.
Ally Hannington i Bradina Rothfelda różni wszystko. On jest
wielkim gwiazdorem, do którego wzdychają miliony nastolatek na całym świecie.
Ona jest cichą, nieśmiałą, bojącą się miłości dziewczyną, przyszłą studentką
prawa, uwikłaną w skomplikowany związek. Jedna noc na czeskim lotnisku sprawia,
że pomiędzy tą dwójką rozpoczyna się dziwna relacja, skomplikowana przez to, że
Ally nie ma pojęcia, kim jest przystojny Brade, a on, uwielbiany przez miliony
kobiet obiecał, że „prasa nigdy nie dowie się o moich kobietach”. Czy związek
tak różnych osób może się udać?
Mało kiedy książkom młodzieżowym, zwykłym romansom udaje się
mnie w stu procentach zachwycić. Coraz częściej widzę ich wady, irytuje mnie
wszechobecna idealizacja. Z tego powodu do „Ostatniej spowiedzi” byłam
nastawiona bardzo, bardzo, bardzo negatywnie. A tu, uwaga! Już od pierwszych
stron pokochałam historię Ally i Bradina z całego serduszka!
Dlaczego? Co jest siłą tej książki? Bo przecież, nie łudźmy
się, nie znajdziemy tu nic zaskakującego, nic nowatorskiego. Książka jest
NIESAMOWICIE schematyczna – szara myszka, wielki gwiazdor. Miłość aż do
grobowej deski. Marzenia każdej małej dziewczynki, która skrycie podkochuje się
w piosenkarzu czy aktorze (swoją drogą, napiszcie mi w komentarzach, kto był
Waszym crushem!). A jednak, dzięki ogromnemu talentowi Niny Reichter, w „Ostatniej
spowiedzi” można odnaleźć ogrom uczuć, które nie pozwalają przejść obok siebie
obojętnie. Autorka umiejętnie opisuje emocje targające bohaterami, ich strach,
ich niepewność czy wreszcie ich przywiązanie do siebie nazwajem. „Ostatnia
spowiedź” w poruszający sposób przedstawia nasz lęk przed szczęściem, a
równocześnie jego wielkie pragnienie. Ukazuje, że czasem niewiele potrzeba, by
spełniły się nasze marzenia, że to wszystko kwestia decyzji. Sądzę, że dzięki książkom takim jak debiut
Niny Reichter znajdujemy motywację, by nasze nie zawsze szczęśliwe życie
przemienić na takie jak to w książkach.
Historia Ally i Bradina niesamowicie wciąga. Jasne,
miłośnicy książek akcji mogą być srodze rozczarowani, bo tej tu jak na
lekarstwo. Fabuła przedstawia raczej
rozkwit relacji pomiędzy dwójką głównych bohaterów, pokazuje także ich
środowisko, ich przeszłość. Ech, mówię Wam, to jest takie urocze! Moje
romantyczne serduszko rozklejało się, buzia była zalana łzami Znajdźcie mi
takiego faceta jak Bradin! Nina Reichter tworząc tak niespieszną akcję,
pozwoliła czytelnikowi pokochać swoich bohaterów, zżyć się z nimi. Natomiast
końcówka… To, co się tam stało… TO POWINNO BYĆ ZAKAZANE! TAK NIE WOLNO! TAK
ZOSTAWIAĆ CZYTELNIKA! Dawno nie stało się tak, że po zakończeniu książki TERAZ,
JUŻ, ZARAZ natychmiast musiałam poznać ciąg dalszy (ostatnio bodaj przy
trylogii o Forście), a pisarce udało się osiągnąć ten efekt.
Muszę przyznać się bez bicia – zakochałam się w „Ostatniej
spowiedzi”. Nie czytałam tej książki, tylko przeżywałam ją każdą cząstką mojej
duszy. Razem z bohaterami śmiałam się i płakałam… Jasne, to romansik, nic
więcej, ale jest naprawdę cudowny! Jeśli lubicie te klimaty, koniecznie
sięgnijcie!
Ocena: 8/10
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz