Strony

czwartek, 9 marca 2017

(136) "A między nami wspomnienia" Gabriela Gargaś

Hej, hej, Kochani!
To już kolejna recenzja książki polskiego autora, jaką prezentuję na swoim blogu w ostatnim czasie. Bardzo mnie cieszy, że po niezbyt dobrym pod względem poznawania rodzimej literatury styczniu teraz odbijam się od dna. Czy jednak polskie zawsze znaczy dobre? Musiałam głęboko się nad tym zastanowić, czytając powieść autorstwa Gabrieli Gargaś.

Ada to młoda dziewczyna snująca odważne plany na przyszłość. Wszystko jednak zmienia się, gdy dziewczyna zachodzi w ciążę. Pomimo że musi zmierzyć się z samotnym macierzyństwem, oddaje swojemu synkowi pełnię swojej miłości. Jednak los nie jest dla niej łaskawy. Po wielkiej katastrofie, która na lata niszczy życie Ady, dziewczyna, by odzyskać wewnętrzny spokój, wyjeżdża do nadmorskiej wsi. Tam nieoczekiwanie poznaje historię swojej rodziny – historię, gdzie miłość i nienawiść przeplatają się ze sobą.
Nie byłam zbyt pozytywnie nastawiona do książki pani Gabrieli Gargaś. Coraz częściej, gdy sięgam po książki obyczajowe, których autorkami są Polki, odkładam je z dezaprobatą lub poczuciem niedosytu. Tak samo było również w przypadku „A między nami wspomnienia”. Lektura nużyła mnie i męczyła, bohaterowie nie wzbudzili mojej sympatii, a język bardzo często irytował.


Uważam, że żeby pisać o czasach II wojny światowej, nie będąc świadkiem tego piekła, należy mieć naprawdę duży talent pisarski i ogromną empatię. Z takiego dystansu czasowego naprawdę bardzo łatwo jest upraszczać, generalizować lub chociaż zagubić się w meandrach historii. I to moim zdaniem pogrążyło książkę pani Gargaś. Przyznam, że choć nie polubiłam języka, jakim posługuje się pisarka, to jednak część współczesna była naprawdę ciekawa – widać, że w tym temacie autorka czuje się swobodnie. Natomiast czytając część wojenną, wielokrotnie wzdychałam z dezaprobatą.

Nie uważam się za żadną specjalistkę od II wojny światowej. Moja wiedza oparta jest raczej na książkach, filmach czy dokumentach, które, jeśli złapię, mówiąc kolokwialnie, odpowiednią fazę, potrafię wręcz pożerać. Niemniej w książce pani Gargaś znalazłam tak wiele nieścisłości… Po pierwsze, przez większość czasu nie potrafiłam w ogóle umiejscowić akcji w odpowiednim czasie. Wydaje mi się, że autorka nie rozróżnia dość krótkiego czasu walki, kampanii wrześniowej od okupacji, nagminnie wysyłając partyzantów do walki na froncie czy tworząc w 1940 roku szpitale polowe. Z tego powodu ciężko mi było uwierzyć w przedstawione wojenne losy.

Z pewnością Gabriela Gargaś nie przekonała mnie do siebie również kreacją bohaterów. Wszyscy są niesamowicie jednowymiarowi i płascy. Wydaje mi się, że pisarka przypisała każdemu z bohaterów jedną konkretną cechę i na tym kończy się ich charakterystyka. Najciekawiej wykreowane postaci to nieszczęśliwi kochankowie z czasów wojny. Rzeczywiście, u nich można zauważyć coś na kształt rozterek moralnych. Marysia jest polską patriotką, w której nieoczekiwanie budzą się uczucia względem Niemca, oprawcy. Natomiast Franz wydaje się być absolutnie rozdarty pomiędzy chęcią służby ojczyźnie a byciem przyzwoitym człowiekiem. Niestety, pozostali bohaterowie niczym mnie do siebie nie przekonali. Najbardziej zżymałam się na główną bohaterkę, Adę, która bardzo zamknęła się w swoim cierpieniu, tak bardzo, że nie zauważyła, że rani kogoś innego. Przyznam się Wam, że ja w ogóle nie rozumiem tej tendencji w powieściach dla kobiet czy nawet „feministycznych” fanpage’ach, która usprawiedliwa ranienie mężczyzny dla dobra kobiety. Moim zdaniem to zupełnie tak nie działa, wyznaję zasadę matki Andrzeja Talara z serialu „Dom” – „Żyj tak, aby nikt przez ciebie nie plakał”. Sądzę, że nikt nie może wykorzystywać i ranić drugiej osoby, by zaspokoić własne egoistyczne potrzeby.

Wspomniałam również, że irytował mnie język, jakiego używała Gabriela Gargaś. Odniosłam wrażenie, że polska pisarka na siłę chciała zrobić książkę „mądrą” i „natchnioną”, przez co co chwila wplatała jakieś bardzo „uduchowione” i patetyczne cytaty o miłości, które niestety, zamiast wzruszać, bawiły… Ale w ten zły sposób.


„A między nami wspomnienia” zdecydowanie nie było dobrą książką. Nie mogę jednak powiedzieć, że się rozczarowałam, bo dokładnie podobnej, przeciętnej książki się spodziewałam. Po raz kolejny zawiodłam się na polskiej prozie obyczajowej – może lepiej po nią po prostu nie sięgać…

Ocena: 5/10 (przeciętna)

Ksiązka bierze udział w wyzwaniach:


(+3,2 cm)


(książka na literę "A")





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz