Hej, hej, Kochani!
Po raz kolejny staję przed wielkim dylematem. Przeczytałam
niesamowitą, przepiękną, przecudowną książkę, pokochałam ją z całego serca, nie
przespałam przez nią nocy, ale… Nie mam pojęcia, co mogę Wam o niej powiedzieć.
Czemu tak łatwo pisać o książkach przeciętnych i złych, a tak trudno o
literackich arcydziełach?
Margo urodziła się w Bone – miasteczku, które nie ma nic
wspólnego z amerykańską idyllą. Jej matka to prostytutka, jej sąsiedzi to
narkomani sprzedający crack. Margo pogrąża się w bólu, smutku i beznadziei,
tracąc nadzieję, że kiedykolwiek uda się wyrwać jej z Bone. Niespodziewanie jej
życie odmienia niepełnosprawny rówieśnik, Judah, który ukazuje jej, że warto
marzyć i starać się być szczęśliwym – mimo wszystko. Margo postanawia
wypowiedzieć wojnę złu, które ją otacza – sama jednak nie wie, jak trudno
walczyć z nim i samemu być dobrym.
Ciężko jest recenzować tę książkę tak, by nie spoilerować i
nie zepsuć Wam lektury. Na pozór opis powieści może sugerować kolejne mroczne New
Adult, sprowadzające się do traumatycznej przeszłości, która znika jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki w momencie, gdy pojawia się ten jedyny.
Tymczasem „Margo” to lektura dojrzała, opowiadająca o tym, jak duże
znaczenie mają krzywdy wyrządzone w dzieciństwie, jak ciężko zachować dobro i
człowieczeństwo, jak łatwo popaść w szaleństwo. To książka pisana ku
przestrodze, zwracająca uwagę na potrzeby tych, których łatwiej nam nie
zauważać.
Tarryn Fisher wykreowała ponury obraz rzeczywistości, która
jest brudna i okrutna. Ukazała, że jesteśmy tym, czym nasiąkliśmy za młodu.
Pokazała, że świat nie zawsze jest sprawiedliwy, że czasem trzeba samemu
powziąć zemstę. Jednocześnie kazała zastanowić się nad moralnością głównej
bohaterki. Czy możemy sami mianować się katami, sami wymierzać słuszny przecież
odwet za grzechy innych? Czy można łatwo potępić morderstwa? Tarryn Fisher nie odpowiada jednoznacznie na
to pytanie, każe nam się samemu zastanowić i osądzić wybory dokonane przez
Margo. Książka konsekwentnie utrzymana jest w ponurym, depresyjnym stylu.
Powoli wplata się do psychiki czytelnika i zmienia jego spojrzenie na świat.
Niesamowite jest to, jak Tarryn Fisher wcieliła się w rolę
młodej dziewczyny, która popada w coraz większe szaleństwo. Sprawiła, że
czytelnik sam już nie wie, kto ma rację, co istnieje naprawdę, a co jest
wytworem chorego umysłu Margo. Autorka jest delikatna, nie osądza, pozwala
dobrze zrozumieć swoją tytułową postać.
Margo to jedna z najlepiej wykreowanych postaci New Adult, z
jakimi miałam do czynienia. Jest mroczna, ponura, zdesperowana i głęboko
nieszczęśliwa. Wzbudza w czytelniku ciepłe uczucia, sprawia, że kibicujemy jej
w przemianie. Na jej przykładzie pisarka pokazuje, jak wielkie znaczenie dla
naszej psychiki mają krzywdy wyrządzone nam w dzieciństwie i jak ciężko jest
samemu wyjść na prostą. Drugą postacią, która jest równie genialna, co Margo
jest jej niepełnosprawny przyjaciel – Judah. To postać, która inspiruje, która
ukazuje coś zupełnie innego niż tytułowa bohaterka – że zawsze jest nadzieja,
że nieważne, kim jesteśmy, możemy osiągnąć sukces i być szczęśliwymi ludźmi.
Dlatego tak bardzo boli, gdy dowiadujemy się prawdy o Judah i do końca nie
chcemy w nią wierzyć.
„Margo” kupiła mnie czymś jeszcze. Rzadko kiedy zwracam
uwagę na cytaty z książki, skupiając się bardziej na fabule. Najnowsza powieść Tarryn Fisher była tak
dobrze napisana, że jako jedyna w mojej biblioteczce jest cała pokreślona i
pełna kolorowych karteczek, które znaczą strony z cytatami. Z wieloma słowami
wypowiadanymi przez bohaterów nie mogę się zgodzić, a jednak, mają one w sobie
coś takiego, że je pokochałam. Oto kilka z nich:
Czasami, ratując kogoś innego, ratujesz też trochę samego siebie. Kochając kogoś innego i nie oczekując niczego w zamian, uczymy się kochać siebie. Może to ten zwykły akt działania na innych sprawia, że czujemy się lepiej we własnej skórze.
Nie pamiętam już, co to znaczy wolność. Co to znaczy być otwartym na świat, co to znaczy nie czuć strachu. Potrzebuję czegoś, co mnie złamie. Tylko trochę, żeby mogła poskładać się na nowo - inaczej. Nie zamierzam pozwalać nikomu traktować mnie jak chodzącą porażkę. Nie chcę być gruba, nie chcę mieszkać w Bone, nie chcę być głupia. Nie chcę być laską, z której ludzie się śmieją. Już nie.
Są rzeczy, których nigdy nie robimy, bo ktoś napełnia nas strachem przed nimi albo wmawia nam, że nie jesteśmy ich godni. Chcę zrobić wszystkie swoje nigdy - sama albo z kimś ważnym. Nie obchodzi mnie to. Chcę po prostu żyć.
Smutek to emocja, której możesz zaufać. Jest silniejszy niż wszystkie inne. Przy smutku radość wydaje się chwilowa i niepewna. Smutek trwa dłużej, jest trwalszy i z taką łatwością zastępuje pozytywne uczucia, że nawet nie poczujesz zmiany, gdy znajdziesz się w jego okowach. Jakże zaciekle walczymy o szczęście, a wreszcie mamy tę ulotną radość w rękach, trzymamy ją krótko i zaraz spływa między palcami jak woda. Nie chcę trzymać wody. Chcę trzymać coś twardego i solidnego. Coś, co potrafię zrozumieć.
Żeby być naprawdę szczęśliwą, musisz tego chcieć. Choćby życie ci się skomplikowało, musisz zaakceptować to, co się stało, porzucić ideały i nakreślić nową mapę prowadzącą do szczęścia.
Tak bardzo się cieszę, że dzięki uprzejmości wydawnictwa
Sine Qua Non mogłam poznać kolejną jakże genialną pozycję. „Margo” wstrząsnęła
mną, zakradła się do mojego serca i do moich emocji, wywołując skrajne emocje.
Prędko o niej nie zapomnę. A Wy nie zapomnijcie 11 stycznia biec do księgarni i
zaopatrzyć się w ten tytuł – czuję, że będzie to jedna z lepszych premier
nadchodzącego roku!
Ocena: 10/10 (arcydzieło)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz