Hej, hej, Kochani!
Pamiętacie, jak mniej więcej miesiąc temu zachwycałam się
przegenialnym „Czasem Żniw” młodziutkiej Samanthy Shannon? Świat wykreowany
przez tę Brytyjkę całkowicie mnie zauroczył. Dodatkowo, pierwszy tom zakończył
się w tak niespodziewany sposób, że niemal od razu chciałam sięgnąć po kolejny.
Czy „Zakon Mimów” zrobił na mnie równie dobre wrażenie? Przekonacie się,
czytając tę recenzję!
Paige, po ucieczce z kolonii karnej Szeol I wie, że jej
życie zmieniło się nieodwracalnie. Nie umie na nowo zaangażować się w życie
swojego gangu. Jest pewna, że informacje o prawdziwym obliczu Sajonu i
istnieniu Refaitów oraz Emmitów muszą wyjść na światło dzienne. Jednak syndykat
i jego szare eminencję zdają się nie być tym zainteresowane. W obliczu
niespodziewanego zbiegu wydarzeń, Paige stanie do walki o Zwierzchnictwo w
syndykacie Cytadeli Londyn. Tymczasem
Nashira wcale nie zamierza odpuścić niepokornej uciekinierce i wysyła za nią
pościg. Sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, gdy w Londynie pojawiają się
Ramaranci wraz z Naczelnikiem….
Jeśli w czasie czytania pierwszego tomu myśleliście, że rozumiecie świat wykreowany
przez Shannon, to „Zakon mimów” sprawi, że zmienicie zdanie. Autorka
przedstawia ze szczegółami historię i zasady rządzące londyńskim syndykatem. W
kontynuacji „Czasu żniw” mniej jest wartkiej akcji i zaskakujących zdarzeń
zmieniających diametralnie punkt widzenia,
poruszone są za to kwestie polityczne, a także grzeszki postaci. Samantha
Shannon ukazuje również przeszłość rasy Refaitów, dzięki czemu łatwiej zrozumieć
stworzony przez nią świat.
Niestety, przez takie rozplanowanie powieści, „Zakon mimów”
czyta się dość opornie. Mnie osobiście ta pozycja nie wciągnęła, nie czułam
potrzeby, by jak najszybciej się poznać dalsze losy Paige i jej towarzyszy. To
nie jest książka, którą połknie się „na raz”, potrzeba czasu, by poukładać
sobie w głowie tak bardzo złożony świat i dobrze zrozumieć wydarzenia, które
stworzyła Samantha Shannon. Czasami mnogość wątków sprawia, że do niektórych
fragmentów trzeba wracać, by całe ich znaczenie stało się dla nas jasne.
Czytanie „Zakonu mimów” wymaga od czytelnika całkowitego poświęcenia i uwagi.
Głębszemu poznaniu świata wykreowanego przez Samanthę
Shannon sprzyja z pewnością przeniesienie akcji do tajemniczego i pełnego
niebezpieczeństw Londynu. Autorce w niesamowity sposób udało się odmalować
atmosferę miasta w totalitarnym państwie. Ukazała wszelkie zagrożenia, jakie czają się na
ulicach tej metropolii, a także urzekła czytelnika londyńskim klimatem.
Na duży plus zasługuje w „Zakonie mimów” kreacja bohaterów.
W wielu recenzjach „Czasu żniw” można było wyczytać, że Paige jest zbyt
wyidealizowana bądź nie ma charakteru. W tym tomie absolutnie nie ma miejsca na
to, by takie wrażenia pozostały! Autorka nie boi się zaryzykować i przedstawić
główną bohaterkę nie tylko jako krystalicznie dobrą. Paige ma swoje wady i
wątpliwości, niejednokrotnie czytelnik nie może zgodzić się z podejmowanymi
przez nią decyzjami. Nie jest to wyjątek – drugi tom historii o Sajonie,
Refaitach i Emmitach jasno pokazuje, że świat jest czarno biały i nikt nie jest
jednoznacznie dobry lub zły. Co ciekawe,
w „Zakonie mimów” na pierwszy plan wychodzą postaci, które w poprzedniej
książce pani Shannon były tylko wspomniane. Możemy przyjrzeć się członkom gangu
Jaxona Halla, innym mim-lordom i mim-królowym, a także mieszkańcom Cytadeli
Londyn. Autorka wykreowała każdego bohatera jako człowieka z krwi i kości, ukazując
zarówno jego zalety, wady, jak i wątpliwości. Nawet czarne charaktery, dzięki
temu, że znamy ich przeszłość, łatwiej jej zrozumieć. Tak, jak w poprzedniej
recenzji zachwycałam się kreacją Naczelnika, tak teraz muszę wspomnieć kilka
słów o Jaxonie Hallu. To chyba moje kolejne książkowe zauroczenie. Tego
mim-lorda nie da się jednoznacznie zakwalifikować jako złego bądź dobrego, jest
niezwykle złożoną postacią, która wbrew wszystkiemu, budzi sympatię u
czytelników.
„Zakon Mimów” nie spełnił wszystkich oczekiwań, jakie w nim
pokładałam. Po tylu entuzjastycznych recenzjach spodziewałam się, że pobije na
głowę „Czas żniw”, ale pierwszy tom czytało mi się dużo przyjemniej. Wciąż
pozostaje jednak świetną książką, którą warto przeczytać! Jestem pod wrażeniem
talentu autorki, która wykreowała tak niesamowite uniwersum. Z wielką niecierpliwością
czekam na kolejny tom, bowiem zakończenie jest tak szokujące, że koniecznie
muszę wiedzieć, co będzie dalej!
Ocena: 7/10 (bardzo dobra)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
(+4,4 cm)
(książka na literę "Z")
Przy okazji, przypominam o akcji, którą organizuję wspólnie z Kitty! Do soboty czekam na Wasze zgłoszenia!
Na sam koniec, pragnę zaprosić Was do przeczytania recenzji pierwszego tomu - "Czasu żniw"
Przy okazji, przypominam o akcji, którą organizuję wspólnie z Kitty! Do soboty czekam na Wasze zgłoszenia!
Na sam koniec, pragnę zaprosić Was do przeczytania recenzji pierwszego tomu - "Czasu żniw"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz