Strony

piątek, 6 maja 2016

(55) "Przypadki Callie i Kaydena" Jessica Sorensen + PODSUMOWANIE MAJOWEGO ZACZYTANIA

Hej, hej, Kochani!
Jestem chyba najbardziej zacofaną blogerką, jaka może być – kiedy na większości blogów pojawiają się recenzje nowości, ja je sobie najzwyczajniej w świecie ignoruje. Jednak nadchodzi taki czas (przeważnie po pół roku), kiedy czytam te wielkie hity i męczę Was odgrzewanymi kotletami… Ale tyle jest książek wartych czytania, że nie można ograniczać się tylko do nowości! Dzisiaj powiem Wam parę słów o jednej z książek z nurtu New/Young (nigdy nie widzę między nimi różnicy) Adult, którą przeczytałam dzięki zorganizowanemu przeze mnie i Kaję maratonowi czytania. „Przypadki Callie i Kaydena”, bo to one są głównymi bohaterami dzisiejszego dnia, latem opanowały blogosferę – a ja cieszę się, że sięgnęłam po nie teraz, kiedy szum już opadł, bowiem obawiam się, że rozczarowanie wtedy byłoby jeszcze większe.

Książka, w opinii większości blogerów była niemal cudem – miała rozerwać moje serce na kawałki i nie pozwolić o sobie zapomnieć. Miała być czymś wyjątkowym, czymś, czego jeszcze w literaturze młodzieżowej nie było.  Tym większe moje rozczarowanie, bowiem powieść Jessici Sorensen jest do bólu schematycznym przedstawicielem tego nurtu literackiego. Ale po kolei…


Kiedy Callie miała dwanaście lat, została bardzo skrzywdzona – ktoś zniszczył całe jej dzieciństwo i pozbawił nadziei na dobrą przyszłość. Po sześciu latach dziewczyna nadal ukrywa swoją bolesną tajemnicę i izoluje się od społeczeństwa. Jest społecznym wyrzutkiem, nie ma żadnych bliższych znajomych. Pozornie jej przeciwieństwem jest Kayden – przystojny, utalentowany futbolista, który umawia się z najbardziej atrakcyjną dziewczyną w szkole. Jedna noc sprawia, że nastolatkowie zbliżają się do siebie. Przypadek, a może przeznaczenie, sprawia, że trafiają do tego samego college’u. Czy wspólnie będą mogli zagoić swoje blizny? Czy pomogą sobie wyrwać się ze szponów wspomnień?

„Przypadki Callie i Kaydena” to rzeczywiście niezwykle poruszająca i emocjonująca książka. Autorka w niesamowity sposób oddała wątpliwości, strach i ból, które przepełniają bohaterów i kazała czytelnikowi odczuwać je razem z nimi. Nie zrobiła tego jednak zbyt nachalnie, stworzyła swój świat za pomocą prostych słów, nie męcząc odbiorcy wielkimi metaforami. Jej powieść czyta się szybko i łatwo – jest idealnym wypełniaczem czasu i świetnie odrywa od rzeczywistości.

Zarówno Callie, jak i Kayden to dobrze wykreowane postaci. Są autentyczni i bardzo zwyczajni – pomimo bólu i cierpienia, jakie ich spotkało. Czytelnikowi łatwo wczuć się w ich skórę, przez co książkę czyta się naprawdę bardzo przyjemnie, a emocje udzielają się każdemu. Na uwagę zasługują także postaci drugoplanowe – przyjaciele głównych bohaterów – Seth i Luke – są genialnie wykreowani i stanowią dla Callie i Kaydena prawdziwe wsparcie.

„Przypadki Callie i Kaydena” ukazują, jak wielkie zło mogą wyrządzić młodym ludziom ich najbliżsi – rodzeństwo i rodzice. Rodziny Callie i Kaydena nie były miejscem, w którym bohaterowie czuliby się komfortowo. Powieść zwraca uwagę na to, jak przeszłość potrafi wpłynąć na teraźniejszość.  Młodzi ludzie, najważniejsze postaci tej książki, boją się zaufać i tracą swoje szansy na szczęście, nie chcąc po raz kolejny zostać skrzywdzonym. Ich losy uczą, że nie warto ukrywać swoich ran, bo drugi człowiek naprawdę może przynieść ukojenie.

Wątek miłosny między bohaterami nie do końca mnie porwał, ale Wy wiecie i ja wiem, że nie lubię scen erotycznych w powieściach. Tymczasem cała relacja Callie i Kaydena jest ograniczona niemal tylko do fizycznego pociągu, dlatego ciężko mi ją w pełni zaakceptować i się zachwycać.

Dlaczego na początku napisałam, że „Przypadki Callie i Kaydena” mnie rozczarowały, a teraz wyliczam niemal same zalety? Otóż, po wszystkich zachwytach, jakie czytałam, spodziewałam się czegoś dużo, dużo lepszego. A książka pani Sorensen, mimo że bardzo przyjemna w odbiorze, jest po prostu kolejną, niezwykle schematyczną młodzieżówką, niczym wybitnym. W porównaniu z poruszającym podobną tematykę „Morzem spokoju” wypada naprawdę słabiutko i w dużo mniejszy sposób oddziałuje na emocje czytelnika.



„Przypadki Callie i Kaydena” to książka, która z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom young adult, bowiem idealnie wpisuje się w kryteria tego gatunku. Myślę, że jest to świetna powieść na jedno popołudnie, by oderwać się od świata i zamiast swoimi, przejmować się problemami przedstawionych bohaterów.

Ocena: 7/10 (bardzo dobra)

Książka bierze udział w wyzwaniach:


(+2,4 cm)






(klucznik nr 3)


A teraz pozwolę sobie podsumować Majowe zaczytanie, ktore organizowałam wspólnie z Kają
Znaliście moje plany, jeśli jednak nie byliście w grupie, nie wiedzieliście, że uległy one zmianie.



30 kwietnia, zamiast "Rozważnej i romantycznej" czytałam książkę chrześcijańskiej autorki, "Stając się sobą", którą dostałam od Przyjaciółki. Niestety, pozycja ta okazała się kompletnie beznadziejna i męczyłam się z nią aż do niedzieli 1 maja.

1 maja okazał się na szczęście dużo szczęśliwszy, przeczytałam, pochłonęłam wręcz, recenzowane właśnie "Przypadki Callie i Kaydena".

2 maja nie miałam w ogóle czasu na czytanie, bo życie towarzyskie. Nadrobiłam jednak zaległości już po maratonie, w środę <ach, matury <3 > i wkrótce możecie spodziewać się recenzji "Cyrku nocy"

3 maja miałam czytać książkę historyczną - "Ostatni harem", choć nie jest o mojej ulubionej epoce historycznej porwał mnie i jestem bardzo zadowolona, że go przeczytałam. Recenzja niebawem.

Łącznie, w czasie maratonu (pozwolę sobie doliczyć "Cyrk nocy") przeczytałam 1523 strony. 
Najlepsza powieść wówczas przeczytana to "Ostatni harem", a najgorsza, jak już możecie się domyślić, "Stając się sobą".

Dziękuję wszystkim Wam, którzy wzieliście udział w maratonie,a przede wszystkim Kai za genialny pomysł i wciągnięcie mnie do współpracy.

11 komentarzy:

  1. No, no, no ładnie :D Sporo tych stron :D
    A co do książki to chętnie :)

    Buziaczki! ♥
    Zapraszam do nas :)
    rodzinne-czytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak lubię YA tak tej książki nie mogę przeżyć. Nie wiem skąd tyle dobrych recenzji, strasznie mnie frustruję fakt, że chyba tylko mi się nie podobała. :/ dwiestronyksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam jeszcze, ale widzę że warto :)
    Odgrzewane kotlety najlepsze, bo nie giną w tłumie innych recenzji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominowałam Cię do LBA :)
      http://pozeram-ksiazki-jak-ciasteczka.blogspot.com/2016/05/monolog-z-ksiazka-w-doni-lba-4.html

      Usuń
  4. Chyba już wiem, co się stało z Callie, choć książki nawet w rękach nie miałam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na recenzję "Cyrku nocy", bo mam te książkę od jakiegoś czasu, a jakoś nie mogę się za nią zabrać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie, ja to mam pomysły:).
    Ja UWIELBIAM "Przypadki...", muszę je niebawem powtórzyć:*
    To co, niedługo kolejny maraton? ;)
    Kaja

    OdpowiedzUsuń