Hej, hej, Kochani!
Część z Was pewnie niesamowicie zdziwiła się, czytając
podsumowanie sierpnia, w którym przyznałam książce Remigiusza Mroza miano
najgorszej w poprzednim miesiącu. Jak to? Przecież w sprawie twórczości tego
niezwykle płodnego polskiego autora jestem niemalże bezkrytyczna. Jednak
przyszedł ten moment, kiedy nawet moja wyrozumiałość dla Mroza się zakończyła –
„Nieodnaleziona” przechyliła szalę goryczy i nie pozwoliła mi już przymykać oka
na ewidentny spadek formy pisarza.
Damian Weber był kiedyś u progu sukcesu. Jego życie wydawało
się bajką – sukcesy na studiach,
perspektywa znalezienia dobrej pracy i wreszcie piękna narzeczona. Wszystko
zmieniło się w jednej chwili – chłopak i jego ukochana zostali zaatakowani, a
dziewczyna zniknęła bez śladu. Policja umorzyła śledztwo i wydawałoby się, że
ze śmiercią Ewy pogodzili się wszyscy – oprócz Damiana. Po dziesięciu latach na
jednym z portali społecznościowych pojawia się zdjęcie zaginionej kobiety.
Damian postanawia rzucić wszystko i odnaleźć ukochaną. Wydaje się jednak, że
wszyscy, łącznie z służbami, zrobią wszystko, by prawda o zaginięciu Ewy nie
wyszła na jaw.
Książka Remigiusza Mroza leżała na mojej półce wystarczająco
długo, bym zdążyła nasłuchać się niej całej masy negatywnych recenzji. Mimo to
mój entuzjazm nie malał – wiadomo, że autor ten ma tylu samu fanów, co
krytyków, a ja zaliczałam się raczej do tej pierwszej grupy. Nawet zdegustowana
mina mojego Taty nie sprawiła, że poczułam jakikolwiek obawy. Kiedy jednak sama
zaczęłam lekturę, od razu wiedziała, w czym tkwi problem. I niestety, chociaż
książkę przeczytałam szybko, to chyba jedyne dobre, co mogę o niej powiedzieć.
„Nieodnaleziona” to klasyczny przykład twórczości Remigiusza
Mroza. Wszystkie cechy jego pisaniny, które mogliśmy zaobserwować już w serii o
Chyłce, w powieściach historycznych czy w pentalogii o komisarzu Forście.
Szybka, pełna zwrotów akcji fabuła z całą pewnością wciąga czytelnika, jednak
jej absurdalność woła o pomstę do nieba. W recenzji „Ekspozycji” napisałam, że
aby rozkoszować się lekturą, należy nieco przymknąć oko na nierealistyczną
fabułę. Niestety, w przypadku „Nieodnalezionej” nie jest to już takie proste.
Książka oparta jest na pomyśle tak beznadziejnie głupim, że myślę, że autor
poniekąd obraża czytelnika, myśląc, że ten to kupi. Remigiusz Mróz już dawno
odpłynął w świat swojej wyobraźni, przez co jakość jego twórczości znacząco się
obniżyła. Trudno bowiem odczuwać emocje wraz z bohaterami, kiedy sam koncept
budzi jedynie śmiech. Literatura pana Mroza zawsze lekko odrywała się od
rzeczywistości, jednak w przypadku „Nieodnalezionej” fantazja autora aż razi.
W okresie premiery „Nieodnalezionej” Remigiusz Mróz zaangażował
się w kampanię dotyczącą przemocy domowej. Również w recenzowanej książce
odnajdziemy wątek znęcania się nad żoną. Niestety. Do pewnego momentu chwaliłam
autora za to, że w swojej twórczości zabierał głos w tematach ważnych
społecznie, jednak to, co zrobił z tragedią prześladowanych kobiet w „Nieodnalezionej”
woła o pomstę do nieba. Opisując przemoc domową, zniżył się w mojej opinii do
poziomu literackiego porno. Szczegółowo opisywał tortury, jakie musiała znosić
główna bohaterka książki, sceny przemocy przepełnione były wulgaryzmami, które
naprawdę raziły. Remigiusz Mróz chciał czytelnika zaskoczyć, chciał zderzyć go
z bezlitosną rzeczywistością, jednak moim zdaniem wybrane przez niego rozwiązanie
artystyczne w ogóle się nie sprawdziło. W opisie zdominowanym przez rzeczowe
sprawozdanie: „Zrobił to, powiedział tak” , zdecydowanie zabrakło mi emocji,
analizy stanu uczuć poniżanej bohaterki, przybliżenia jej psychiki –
jakiejkolwiek subtelności.
Przemoc wobec kobiet to niełatwy temat, który wymaga
ogromnego wyczucia – a jego jak widać Remigiusz Mróz nie miał i wykorzystał
chodliwy społecznie temat do stworzenia taniej sensacji.
Aż dziwnie mi to pisać, bo niemal zawsze chwaliłam
Remigiusza Mroza za świetną kreację bohaterów, jednak w „Nieodnalezionej” nawet
ten aspekt twórczości jest… słaby. Możliwe, że to konsekwencja zbyt masowej
produkcji książek, jednak postaci w recenzowanej przeze mnie książce są wtórne,
papierowe i nie wzbudzają w odbiorcy niemal żadnych uczuć. Damian Weber
przypomina mi nieco Behawiorystę, dla znajomym, którzy czytali „Czarną madonnę”
jest niemal kalką tamtego bohatera – na ten temat ja jednak nie będę się
wypowiadała. Jest to postać niemal bez charakteru, bierna, której zachowanie
wzbudza u odbiorcy głównie irytację. Jeszcze gorzej wypada główna postać
kobieca… Tak niesympatycznej bohaterki to ja jeszcze nigdy w życiu nie
spotkałam! Jej zachowanie, pozbawione wszelkich zahamowań moralnych, budzi
odrazę. Niestety, czytając „Nieodnalezioną” nie sposób zaangażować się
emocjonalnie w fabułę, nie sposób kibicować bohaterom, którzy nie potrafią zaskarbić
sobie sympatii. Przez wydarzenia przechodzi się niemal obojętnie, również zakończenie
budzi jedynie irytację.
Nie mogę uwierzyć w to, że aż tak negatywne wrażenie wywarła
na mnie książka ulubionego kiedyś autora. Niestety, widać, że Remigiusz Mróz
idzie w ilość, a nie jakość – może jest w tym jakaś logika, bo zagorzali fani i
tak kupią wszystko firmowane jego nazwiskiem. Jednak „Nieodnaleziona” jest
książką po prostu złą – tanią sensacją żerującą na poważnych społecznych
tematach. Szkoda!
Ocena: 3/10 (słaba)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz