Hej, hej, Kochani!
Przez bardzo, bardzo długi czas byłam przekonana, że
kryminały to nie moja działka. Omijałam je szerokimi drogami, na szczęście dzięki
poznaniu i pokochaniu twórczości Remigiusza Mroza przekonałam się i do tego
gatunku. Poprzez miesiące przygotowań do matury go zarzuciłam, na szczęście –
CZAS NA WIELKI POWRÓT! Pierwszym kryminałem, do którego sięgnęłam po
zdecydowanie zbyt długiej przerwie byli „Zaginieni” – debiut irlandzkiej
pisarki Patricii Gibney. I to był strzał w dziesiątkę! Klasyka gatunku, która
przypomniała mi, czemu tak lubię sięgać po książki tego typu.
Rok 1975. W irlandzkim domu dziecka prowadzonym przez
siostry zakonne zamordowany zostaje chłopiec. Jego ponuremu pogrzebowi
przygląda się trójka podopiecznych Domu świętej Angeli. Każde z nich zastanawia
się, czy to ono stanie się kolejną ofiarą psychopatycznych duchownych. Rok
2015. W kościele odnalezione zostają zwłoki uduszonej Susan Sullivan,
nieśmiałej i zamkniętej w sobie urzędniczki. Wkrótce później jej
współpracownik, John Brown ginie poprzez powieszenie, a śledczy mają prawo
uważać, że nie było to samobójstwo. Inspektor Lottie Parker, wdowa i matka
trójki dzieci, zaczyna prowadzić śledztwo. Okazuje się, że tajemnicze zgony
powiązane są z wydarzeniami w Domu świętej Angeli, a grasujący morderca zagraża
nawet rodzinie pani policjant.
„Zaginieni”, wbrew zapowiedziom z okładki, nie jest
thrillerem. To klasyczna książka z dreszczykiem , w której wraz z protagonistą
usiłujemy rozwiązać zagadkę tajemniczych morderstw. Nie jest to bynajmniej
zarzut wobec książki, która niesamowicie mnie wciągnęła i pewnie, gdyby nie
matury, przeczytałabym ją w dwa-trzy dni. Czytanie jej było tak przyjemnością,
że zapomniałam, że jest to debiut autorki, a to naprawdę duży komplement!
Akcja debiutu irlandzkiej pisarki rozgrywa się w dwóch
płaszczyznach czasowych. Dominująca część wydarzeń ma miejsce we
współczesności, a wstawki z lat 70. Pozwalają lepiej zrozumieć wydarzenia i
psychikę bohaterów. Dzięki takiemu wyważeniu proporcji czytelnik nie gubi się w
fabule, a jedynie coraz lepiej ją rozumie. Sama intryga jest bardzo sprawnie
skrojona. Co chwila pojawiają się nowe okoliczności i tropy, które umożliwiają
odbiorcy współuczestniczenie w śledztwie. Może nie jest to najbardziej
skomplikowany kryminał, bowiem ja już w połowie wiedziałam, kto zabił i kto
jest kim, jednak przyjemnie uczestniczyło mi się w postępowaniu prowadzonym
przez inspektor Parker. A w pewnym momencie napięcie wzrosło do tego stopnia,
że nie zważałam na późną porę – po prostu musiałam wiedzieć, co stanie się
dalej! Dynamizacji akcji służył także podział na bardzo krótkie rodziały,
zakończone zwrotem akcji lub emocjonującym wydarzeniem – TRZEBA BYŁO CZYTAĆ
DALEJ!
Z całą pewnością zaletą „Zaginionych” jest kreacja
bohaterów. Z całego serca pokochałam główną bohaterkę, inspektor Parker. Jest
to silna postać, która zmuszona jest łączyć rolę samotnej matki i
profesjonalnej policjantki. Poznajemy jej doświadczenia, wątpliwości, błędy i
emocje. Kibicujemy jej zarówno na gruncie rodzinnym, jak i zawodowym. Kolejną
postacią, która wzbudziła u mnie ciepłe uczucia jest zawodowy partner Parker,
Boyd. Ironiczny, odważny policjant, do którego pani inspektor wyraźnie czuje
miętę (zresztą, co bardziej kochliwe czytelniczki też ją poczują). Ale to, co w
kryminałach jest najważniejsze to kreacja czarnych charakterów. I tu jest
naprawdę świetna! Przestępcy wzbudzają u czytelnika strach i wstręt. Jednocześnie
są to ludzie z krwi i kości, których czyny są konsekwencją traum z dzieciństwa.
Patricii Gibney udało się świetnie pokazać, że zło zawsze wraca!
„Zaginieni” poruszają trudny i drażliwy temat, jakim jest
molestowanie seksualne i pedofilia wśród duchownych. Uważam, że ten motyw
niesamowicie łatwo zepsuć, zmierzając zbyt radykalnie albo w stronę
naturalizmu, albo w stronę usprawiedliwiania grzechów księży. Tutaj Patricia
Gibney znalazła idealny złoty środek. Opisy zbrodni są przerażające, ale
jednocześnie wyważone i opisane ze smakiem – brak tu zbędnego epatowania
okrucieństwem, jednak można wyobrazić sobie, jakie zło wyrządził Kościół
katolicki tym najmniejszym i najbardziej niewinnym.
Styl Patricii Gibney zdecydowanie ułatwia lekturę. Pisarka
nie posługuje się szczególnie artystycznym językiem, nie ma on na celu
zachwycić czytelnika, lecz jedynie przekazywać informacje. I sprawdza się
świetnie! Wyłapałam kilka drobnych potknięć językowych, jednak nie zważyły one
na całościowym odbiorze powieści. Z całą pewnością na plus zaliczyć można
dialogi – są bardzo żywe i realistyczne. Uważam, że język autorki zdecydowanie
dopasował się do tematyki i jest kolejnym plusem tej powieści.
Podsumowując, bardzo cieszę się, że Wydawnictwo Niezwykłe
pozwoliło mi zrecenzować ten porywający debiut. „Zaginieni” okazali się być
bardzo przyjemnym powrotem do świata kryminałów. Na pewno sięgnę po kolejne tomy
przygód inspektor Parker, którą obdarzyłam ogromną sympatią! Mam nadzieję, że
będą miały równie porywającą fabułę!
Ocena: 7/10 (bardzo dobra)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz