Hej, hej, Kochani!
Jakoś tak mi smutno, jak piszę tę recenzję i chyba mam łzy w
oczach… Nienawidzę kończyć etapów w życiu, a recenzja „Akademii wampirów.
Ostatniego poświęcenia” finalizuje dwa lata, które spędziłam emocjonując się
losami Rose, Dimki, Lissy, Adriana i innych uczniów Akademii świętego
Władimira. Finałowy tom wzbudził we mnie masę emocji, bardzo sprzecznych. I z
jednej strony – tak, właśnie tego oczekiwałam po zakończeniu „Akademii
wampirów”, a z drugiej – nie, nie, nie to się nie może tak zakończyć. Zapraszam
Was na pełną uczuć i bardzo mało konstruktywną recenzję finału serii, która
podbiła moje serduszko!
UWAGA! DALSZA CZĘŚĆ RECENZJI ZAWIERA SPOILERY DO TOMÓW I,
II, III, IV, V!
Oskarżona o zamordowanie królowej Tatiany Rose oczekuje w
więzieniu na proces. Zgodnie z oczekiwaniami społecznymi wyrok może być tylko
jeden – śmierć. Tymczasem niewinna strażniczka chce zrobić wszystko, by
odzyskać wolność i móc zająć się zadaniem powierzonym jej przez zmarłą
monarchinię. Kiedy wierni Hathaway przyjaciele odbijają ją z więzienia, Rose
wraz z Dymitrem wyruszają na poszukiwanie zaginionego dziecka Erica Dragomira.
Tymczasem na Dworze Lissa, Adrian i Christian prowadzą śledztwo mające na celu
odnalezienie mordercę Tatiany.
Po tak szokującym finale „W mocy ducha” wiedziałam, że
zakończenie mojej przygody z „Akademią wampirów” nastąpi już wkrótce. Po prostu
musiałam wiedzieć, jak Richelle Mead planuje rozwiązać wszystkie wątki, które
tak niemiłosiernie skomplikowała. Byłam gotowa na prawdziwy emocjonalny
rollercoaster, ale jednak nie przewidziałam, jak bardzo ta genialna pisarka
wpłynie na moje samopoczucie!
W niemal wszystkich tomach „Akademii wampirów” akcja rozwija
się stopniowo, a tempa nabiera dopiero w mniej-więcej połowie. Dzięki temu
możemy lepiej poznać bohaterów i nacieszyć się ich tak rzadko spokojnym życiem.
W przypadku „Ostatecznego rozwiązania” już od początku jesteśmy rzuceni w wir
wydarzeń zapoczątkowanych ucieczką Rose. W tym tomie pełno jest pościgów,
odwrotów oraz niespodziewanych zwrotów akcji, przez co nie ma miejsca na nudę.
Również wątki dworskie nie odbiegają swym poziomem. Śledząc dzięki więzi
łączącej Lissę i Rosę elekcję na nowego monarchę, zastanawiamy się, czy zgoda
między morojami jest jeszcze możliwa do osiągnięcia.
Niesamowita jest przemiana, jaką przeszli wszyscy
bohaterowie. Kiedy zaczynałam swoją przygodę z „Akademią wampirów” wydawali mi
się być młodymi, skupionymi przede wszystkim na zabawie ludźmi. Traumatyczne doświadczenia, jakich byli
uczestnikami, zmieniły ich nieodwracalnie. Nauczyli się pojmować takie słowa
jak przyjaźń, miłość, lojalność, odpowiedzialność. Jednocześnie w środku wciąż
są zagubieni i nie zawsze podejmują słuszne decyzje. W niewielu seriach
młodzieżowych można spotkać tak wspaniale wykreowanych, tak ludzkich bohaterów!
Nie są oni wyidealizowani, mają zarówno wady, jak i zalety. Czytelnik może łatwo się z nimi utożsamiać,
więc szybko zyskują oni jego sympatię. Ach, jakby było więcej tak cudownie
wykreowanych postaci!
Pomimo że pokochałam „Akademię wampirów” jest jedna rzecz, o
którą jestem nawet nie zła, co wściekła na autorkę – zakończenie wątku
miłosnego. O tym niestety nie da się opowiadać bez spoilerów, więc, jeśli nie
czytaliście jeszcze „Ostatniego poświęcenia”, to wiedzcie tylko, że bardzo mnie ono zdenerwowało. POCZĄTEK SPOILERU! Nie mogę
się pogodzić z tym, że Rose ostatecznie wybrała Dimkę… To było tak oczywiste i
banalne. Nie, ich historia dla mnie zakończyła się w tomie III, ewentualnie IV.
Moim zdaniem to było okropne pójście na łatwiznę ze strony autorki. Ta seria od
zawsze wyłamywała się schematom i myślę, że pokazanie, iż miłość nie musi być
jedna do końca życia, ale można kochać wiele razy. Uważam, że Rose zachowywała
się podle w stosunku do Iwaszkowa, znając jego przywiązanie do swojej osoby i
wykorzystując je. Za rozwiązanie wątku miłosnego byłam zmuszona odjąć całej
książce jedną gwiazdkę.
„Ostatnie poświęcenie” zakończyło jedną z moich ulubionych
książkowych serii. Jakoś nie potrafię uświadomić sobie tego, że już nigdy nie
przeczytam o przygodach Rose i jej najbliższych. To cykl, który zdecydowanie
wyróżnia się na tle pozostałych młodzieżowych paranormal romance! Jest dużo
bardziej dojrzały i oryginalny, a także wciąga od pierwszych do ostatnich
stron. Dostarczył mi mnóstwo, mnóstwo wzruszeń! Mam nadzieję, że sięgniecie po
nią i dacie się uwieść niezaprzeczalnemu talentowi Richelle Mead.
Ocena: 8/10 (rewelacyjna)
Książka bierze udział w wyzwaniu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz