Hej, hej, Kochani!
Zgodnie z zapowiedzią, na blogu znów powieje Mrozem!
Zmotywowana przez Wakacyjne wycztywanie, postanowiłam w końcu zapoznać się z
kolejnymi tomami kochanej przeze mnie serii o Joannie Chyłce. Jak zwykle
podchodziłam do lektury z ogromną niecierpliwością i jeszcze większymi
oczekiwaniami. Wiem, na co stać Remigiusza Mroza i jak bardzo jego książki na
mnie działają. I, z przykrością muszę stwierdzić, po raz pierwszy poczułam się
rozczarowana. Czy fenomen Mroza się już skończył?
UWAGA! DALSZA CZĘŚĆ RECENZJI ZAWIERA SPOILERY DO „KASACJI”,
„ZAGINIĘCIA”, „REWIZJI”!
Uzależniona od alkoholu Joanna Chyłka trafia do szpitala,
gdzie odnajduje ją jej znajomy ze studiów. Wspaniale rozwijająca się kariera Sebastiana
Sendala, najmłodszego w historii sędziego Trybunału Konstytucyjnego, staje
bowiem pod znakiem zapytania. Obiecujący jurysta zostaje bowiem oskarżony o
dokonanie morderstwa. Wszystkie dowody jawnie wskazują na jego winę. Mimo to
Joanna Chyłka, licząca na sławę związaną z prowadzeniem tak medialnej sprawy,
podejmuje się obrony Sebastiana. Z wiernym Zordonem u boku rozpoczyna śledztwo,
które wykazuje coraz więcej nieprawidłowości w polskiej polityce a także skazy
na charakterze praworządnego sędziego Sendala.
Na początku muszę Wam coś wyjaśnić. „Immunitet” nie jest
książką złą. Jest naprawdę dobrze napisany i zaplanowany. Jednak w przypadku
czwartego tomu przygód Joanny Chyłki nie czułam już tego zachwytu, co
wcześniej. Brakowało mi tego, za co pokochałam książki Remigiusza Mroza. I jest
mi z tego powodu bardzo, bardzo przykro.
W „Immunitecie” zabrakło mi świeżości. Od początku mojej przygody
z Mrozem byłam zachwycona tym, że łamie on schematy i nie boi się poruszać
spraw trudnych. Jego książki zapadały w pamięć poprzez genialnie wykreowanych, oryginalnych
bohaterów. Tymczasem czwarty tom serii o Chyłce był już przewidywalny. Zabrakło
mi w nim elementów zaskoczenia – nie potrafiłam wciągnąć się w opowiadaną przez
mojego ulubionego pisarza historię. Mogłam się domyśleć, jak potoczą się dalsze
losy, a niepewność i mętlik w głowie, za które tak cenię powieści tego
polskiego autora pojawiły się dopiero pod koniec powieści. Książka wymęczyła
mnie również ilością polityki w niej zawartej. Z tego potrafię jednak
rozgrzeszyć Remigiusza Mroza i zwalić to na karb zmęczenia tym, co w drugiej
połowie lipca, kiedy czytałam tę powieść, działo się w naszym kraju – gdzie polityka
wyskakiwała z każdego kąta, a ja chciałam od niej po prostu odpocząć. Czułam
także zmęczenie powtarzającymi się już schematami w relacjach pomiędzy bohaterami.
Uff, na szczęście teraz mogę zacząć chwalić mojego
ulubionego pisarza! Książkę jak zwykle ratują jej bohaterowie – Joanna Chyłka,
zakochany w niej (po tym tomie nikt już nie będzie miał w tej materii
wątpliwości) Kordian, osobliwy Kormak czy budzący różnorodne emocje u
czytelnika Sebastian Sendal. Postaci tak dobrze wykreowane jak bezkompromisowa prawniczka
z kancelarii Żelazny&McVay zdarzają się raz na milion. Jej ironiczne
podejście do świata, inteligencja, dystans do samej siebie, a także kąśliwe
uwagi, jakimi obdarza swoje otoczenie są zdecydowanie najjaśniejszym punktem całej
powieści. Remigiusz Mróz pozwolił nam wreszcie poznać przeszłość niepokornej
pani mecenas, co pozwala nam w pełni ją zrozumieć. Na przełomie czterech tomów
tej bestsellerowej serii możemy również zaobserwować przemianę Kordiana. To nie
jest już ten sam naiwny idealista, który w „Kasacji” rozpoczynał aplikację u
Joanny Chyłki. Zordon zmężniał, stał się równym partnerem dla prawniczki, a
także poznał mroczne strony swojego zawodu. Ciekawa jestem, jak wątek ten
zostanie poprowadzony w „Inwigilacji”.
Kolejną perełką serii o Joannie Chyłce jest relacja pomiędzy
dwoma prawnikami. Jest ona tak wielopłaszczyznowa – mentor i uczeń, partnerzy,
przyjaciele, a także, kto wie… może zakochani? W „Immunitecie” pomiędzy
Zordonem a Chyłką skrzy bez ustanku! Pada wiele słów, o których trudno
zapomnieć i czytelnik już ma nadzieję, że w końcu… Ale zakończenie niszczy
wszystkie nasze marzenia. Ciekawa jestem, jak Remigiusz dalej pociągnie
rozpoczęty w ostatnim zdaniu „Immunitetu” wątek.
Intryga kryminalna,
jak już wspomniałam, w tym przypadku nieco mnie zawiodła. Nie potrafiłam wciągnąć
się w historię Sebastiana i nie interesowało mnie to, co zdarzyło się naprawdę.
Mam wrażenie, że jego postać była kreowana nieco tendencyjnie i już od początku
można się było domyślić finału sprawy. Dodatkowo, wątek sensacyjny splata się z
politycznym… Niemniej, ma on pewne plusy. Ukazuje wszystkie brudy, układy i
układziki, jakie mają miejsce w naszym państwie, a także przypomina, że nikt
nie jest taką osobą, za jaką się podaje.
Reasumując, nie żałuję, że sięgnęłam po „Immunitet”. Na tle
pozostałych książek o Chyłce ta wypada dość słabo- - może to się już ograło?,
jednak wciąż jest dobrze napisaną powieścią. Brakowało mi w niej tego, za co
pokochałam twórczość pana Mroza, jednak z pewnością nie będę go przekreślała!
Ocena: 7/10 (bardzo dobra)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz