Hej, hej, Kochani!
Moja historia z „Akademią wampirów” Richelle Mead jest dość
osobliwa. Serię tę zaczęłam już dwa lata temu i choć zakochałam się w niej już
od pierwszego tomu, to poznawanie kolejnych książek z cyklu idzie mi dość opornie.
A jednak, za każdym razem historia Rose, Lissy, Dymitra i Adriana wzbudza we
mnie szereg emocji. To zdecydowanie saga, której warto dać szansę, bo z tomu na
tom staje się coraz lepsza!
UWAGA! DALSZA CZĘŚĆ RECENZJI ZAWIERA SPOILERY DO TOMÓW I,
II, III, IV!
Po powrocie ze straceńczej wyprawy na Syberię, Rose próbuje
ułożyć swoje życie na nowo. Wiąże się z zakochanym w niej do szaleństwa
Adrianem Iwaszkowem, a także zdaje egzaminy końcowe. Już jako pełnoprawna
strażniczka stawia się na dworze królowej Tatiany. Jednak kiedy pojawia się
szansa, by przemienić jej ukochanego Dymitra z powrotem w dampira, Rose nie waha
się ani chwili. W końcu dla miłości może poświęcić wszystko.
Zawsze z niecierpliwością czekam na moment, w którym sięgnę
po kolejny tom przygód Rose Hathaway i jej bliskich. „Akademia wampirów” to
seria, w której zakochałam się już dwa lata temu i wciąż ją uwielbiam. Z tomu
na tom jest coraz bardziej zachwycona tym, co potrafi wymyślić Richelle Mead. „W
mocy ducha” to kolejna powieść, która mnie wciągnęła i która zafundowała mi
prawdziwe emocjonalne tornado.
„Akademia wampirów” to cykl, który jedynie z pozoru wydaje
się być zwykłym, przeznaczonym dla pustych nastolatek paranormal romance. Od
początku doceniałam to, że Richelle Mead w swojej twórczości potrafi
przedstawić dylematy, które dotyczą większości młodych ludzi. Pod pozorem
beztroskiej (do czasu) historyjki miłosnej opowiada o najtrudniejszych
decyzjach i doświadczeniach, które kształtują psychikę. Tym razem musimy się
zmierzyć z pytaniami, czy można kochać tylko jedną osobę, czy ważniejsze jest
być posłusznym władzy czy przyzwoitym oraz jak zaplanować swoją przyszłość,
kiedy nie wie, czy jutro nadal będzie się bezpiecznym.
„W mocy ducha” po raz kolejny wywołała u mnie falę różnych
uczuć. Od radości, poprzez strach, aż do łez wzruszenia i smutku. Dzięki
pierwszoosobowej narracji każde wydarzenia przeżywamy razem z Rose i możemy
współdzielić jej emocje. Pisarka nie oszczędza swojej bohaterki, fundując jej
prawdziwe uczuciowe zawirowania i narażając ją na kryzysowe sytuacje.
Piąty tom „Akademii wampirów” trzyma w napięciu od
pierwszych do ostatnich stron. Powieść pełna jest zwrotów akcji, które trudno
przewidzieć. Jak zwykle, punkt kulminacyjny przypada na sam środek powieści,
ponownie łamiąc serce nawet najtwardszych czytelników. Natomiast zakończenie,
jak zwykłe u pani Mead absolutnie zaskakuje i nie pozwala przejść obok siebie obojętnie.
Pikanterii temu tomowi dodaje pogłębiający się konflikt pomiędzy morojami –
zwolennikami walk a morojami, którzy całą odpowiedzialność za ochronę przed
strzygami chcieliby złożyć na barki dampirów. Mead ukazała w swojej książce
polityczne przepychanki, dworskie intrygi, a także władzę, która nie boi się
sięgnąć po niemoralne rozwiązania, by tylko osiągnąć swój cel.
Totalnie urzekają mnie przedstawione w powieści wątki
miłosne! Naprawdę, będąc na miejscu Rose nie widziałabym, którego z cudownych
mężczyzn wybrać. Pisarka poruszająco opisała wierną, graniczącą z obsesją
miłość do osoby, którą kiedyś się utraciło, ale, o której nadal nie może się
zapomnieć oraz nowe, po prostu uszczęśliwiające uczucie. W książce pojawia się
wiele pięknych, poruszających scen, które wiele mówią o istocie miłości.
W „W mocy ducha” pojawiają się bohaterowie znani już z
poprzednich tomów – Rose, Adriana, Lissę, Christiana, Dymitra, królową Tatianę.
Nie są to jednak te same osoby, które poznaliśmy kilka tomów wcześniej.
Traumatyczne doświadczenia zmieniły ich wszystkich. Szczególnie widać to na
przykładzie Rose, która z przebojowej, pewnej siebie, rozrywkowej dziewczyny
przemieniła się w zdeterminowaną, kochającą, gotową do poświęceń kobietę,
nękaną wciąż okrutną przeszłością. Metamorfoza nie ominęła także jej najlepszej
przyjaciółki, Lissy Dragomir. Nie jest już ona bierną, czekającą na ratunek
księżniczką. Chce sama stanąć do walki ze strzygami i móc w końcu decydować o
swoim losie. Rozdzierająca serce jest przemiana Adriana oraz Dymitra. Pierwszy
z nich, wcześniej beztroski arystokrata,
z miłości do Rose spoważniał i teraz gotów jest znieść wszelkie trudności,
byleby tylko z nią być (ach, mój mąż!). A o tym, co stało się z Dymitrem,
lepiej sami przeczytajcie już w książce.
W piątym tomie „Akademii wampirów” nieco irytował mnie wątek
Christiana i Lissy. Pomimo że Richelle Mead usiłowała wprowadzić pomiędzy nich
wrogość, ja już od początku wiedziałam, że ich historia musi zakończyć się
happy Endem. Sceny pomiędzy tą dwójką były nieco schematyczne, a także, w mojej
opinii całkowicie zbędne – mogłoby być więcej z Adrianem na przykład. A jeśli
już o księciu Iwaszkowie mowa, tak bardzo irytowało mnie to, jak był traktowany
przez Rose. Bolało mnie jej niezdecydowanie i niekonsekwencja. Dziwię się, że
młody arystokrata jeszcze z nią nie zerwał!
„W mocy ducha” to kolejna cudowna, przejmująca powieść
Richelle Mead. Często zdarza się, że następne tomy nie utrzymują poziomu swoich
poprzedniczek, jednak w przypadku „Akademii wampirów” ta zasada się nie
sprawdza. Piąta część może nieco ustępuje w intensywności zdarzeń i
emocjonalności takim cudeńkom, jak „Pocałunek cienia” czy „Przysięga krwi”,
jednak wciąż jest niesamowicie wciągającą i angażującą pozycją. Już się nie
mogę doczekać, aż sięgnę po „Ostatnie poświęcenie”, choć, z drugiej strony,
będzie to koniec mojej przygody z uczniami Akademii św. Władimira.
Ocena: 7/10 (bardzo dobra)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz