Hej, hej, Kochani!
Ostatnio postanowiłam przełamać swoją niechęć i dać szansę
naszym rodzimym debiutantom. W końcu sama kiedyś pisałam i chciałam wydać swoją
książkę. Jestem też przeciwna kategoryzowaniu książek, tylko dlatego, że ich
autorzy są Polakami. Dlatego kiedy otrzymałam propozycję od młodej pisarki, Ewy
Kołdy, by zrecenzować jej powieść dla młodzieży, nie wahałam się długo.
Niestety, nie była to najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć.
Rozpoczynają się wakacje. Cztery najlepsze przyjaciółki,
które właśnie zakończyły pierwszą klasę liceum są gotowe na nowe, letnie
przygody. Każda z nich spędzi te miesięce w inny sposób. Skonfliktowana z
rodzicami Diana wyjeżdża jako modelka do Wiednia. Niepewna siebie Audrey
podejmuje wakacyjną pracę w sklepie odzieżowym, gdzie poznaje homoseksualistę
Damiana. Przebojowa i towarzyska Nina zostaje wysłana za karę nad morze, do
opieki na schorowaną babcią. Artystka Ewelina udaje się zaś na obóz malarski,
gdzie będzie mogła rozwijać swój talent. Dziewczęta nie zapominają jednak o sobie i wspierają się
w trudnych chwilach.
Do książki pani Kołdy podchodziłam naprawdę pozytywnie nastawiona.
Wakacje to nie czas na poważne książki i ambitne lektury. To chwile, kiedy mam
ochotę na lekkie czytadła, bo wiem, że poprawią mi one nastrój. Dlatego właśnie
„Na tropie” wydawało mi się strzałem w dziesiątkę. Nieco kojarzyło mi się z
czytanymi przeze mnie wiele lat temu pozycjami z serii „Stowarzyszenie wędrujących
dżinsów”, które uwielbiałam. Na plus działał także fakt, że akcja powieści
rozgrywa się w Polsce, a jej bohaterkami są dziewczęta niemal w moim wieku.
Miałam nadzieję, że przez to powieść stanie mi się bliska. Niestety, żadne z
moich oczekiwań się nie zrealizowało.
„Na tropie” jest po prostu książką nudną. Wydaje mi się, że
autorka chciała stworzyć dzieło wielowątkowe, jednak niezbyt jej to wyszło. Na
kartach swojej powieści umieściła wiele tematów, zarówno bardzo poważnych, jak
konflikty z rodzicami, anoreksja, brak akceptacji, morderstwo, jak i bardziej błahych – pokroju pierwszej miłości.
Tak naprawdę nie rozwija jednak żadnego z wątku, jedynie je sygnalizując i
traktując bardzo schematycznie. Czytelnik
nie jest w stanie wciągnąć się w żaden z wątków, bo jest ich po prostu za dużo.
Dodatkową wadą powieści jest to, że występują w niej irytujące dłużyzny, takie,
jak monotonne i wciąż takie same rozmyślania Eweliny. Choć książka ma nieco ponad dwieście stron
dość dużą czcionką, to i tak jej lektura ciągnęła mi się w nieskończoność.
Kolejną wadą powieści Ewy Kołdy są tragiczni, irytujący
swoją głupotą oraz schematyczni aż do granic możliwości. Mam wrażenie, że
autorka, tworząc ich, chciała trzymać się bezpiecznych stereotypów, przez co
nie udało jej się przedstawić czytelnikowi postaci wzbudzających jakiekolwiek uczucia
oprócz poirytowania. Główne bohaterki zbudowane są na przeciwstawnych sobie
wzorcach nastolatki – jedna jest zahukana i oczywiście biedna, druga pyskata i
inteligentna, trzecia niezależna i piękna, czwarta niedostępna i niezrozumiana
przez świat. Żadna z dziewcząt nie wzbudziła mojej sympatii. Każda
irytowała - Audrey swoim niezdrowym
brakiem wiary w siebie, Ewelina traktowaniem wszystkich z góry i przekonaniem,
że świat kręci się wokół niej, Diana
głupimi i nieodpowiedzialnymi decyzjami, a Nina – Nina po prostu całokształtem,
dawno nie spotkałam tak bardzo nieużywającej mózgu bohaterki (przelizać się z
facetem na imprezie, po pijaku i sądzić, że to miłość życia – która
siedemnastolatka jest aż tak naiwna?). Również postaci drugoplanowe są zbudowane
na schematach – uwielbiający modę gej, goniący za karierą rodzice, schemat,
schemat, schemat.
Nie przekonał mnie również styl, jakim posługuje się Ewa
Kołda. Jest on bardzo prosty, rzekłabym
wręcz – kolokwialny. Mam wrażenia, że jej zdania są jakieś takie ciężkie,
toporne. Autorka zasypuje nas niepotrzebnymi informacjami jak to, w co byli
ubrani bohaterowie a także nic nie mówiącymi czytelnikowi nazwiskami. Irytowało
mnie także określanie postaci słowami takimi jak: „blondynka”, „niższa”, „brunetka”
– przy takim natłoku postaci trudno zapamiętać, kto jak wygląda, a co za tym
idzie, trudno rozpoznać, kto bierze udział w jakim wydarzeniu. Styl pani Kołdy
przypominał mi nieco styl bardzo młodej osoby, która dopiero stawia pierwsze
kroki w pisaniu. I oczywiście, jest to chwalebne, należy jednak zastanowić się,
czy już pierwsze pisarskie próby należy przedstawić światu.
„Na tropie” to książka, która bardzo mnie rozczarowała.
Spodziewałam się mądrej, zapadającej w pamięć, a przynajmniej dającej chwilę
rozrywki, powieści młodzieżowej. Zamiast tego dostałam nudnego, schematycznego,
płaskiego potworka literackiego z jednymi z najbardziej irytujących bohaterów, jakich
poznałam. Z prawdziwą przykrością odradzam Wam ten debiut!
Za książkę serdecznie dziękuję autorce!
Ocena: 3/10 (słaba)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz