Hej, hej, Kochani!
Jak wiecie, nie samymi książkami człowiek żyje – to dziwne,
ale prawdziwe. Wielokrotnie pisałam Wam na blogu, że czuję, że mam wielkie
zaległości filmowe i chciałabym je nadrobić. Od pewnego czasu oglądam
przynajmniej jeden film w tygodniu – najczęściej w weekend. Dlatego też
postanowiłam rozpocząć ten mocno nieregularny cykl, w którym raz na czas będę
opowiadała Wam o filmach, które w ostatnim czasie obejrzałam. Jako pierwsze na tapet
wezmę dwie ostatnio obejrzane przeze mnie produkcje. Od razu mówię, że nie
jestem żadnym specjalistą od kina, więc są to raczej opinie czysto emocjonalne,
a nie profesjonalne recenzje J
„Zapnijcie pasy” (tytuł oryginalny: „Allacciate le cinture”,
Włochy 2014)
Reż. Ferzan Ozpetek
Filmy, który wydawał mi się na początku zwykłą, lekką komedyjką
romatyczną. Idealną na piątkowy wieczór, kiedy człowiek nie ma siły już myśleć.
A jednak, okazał się czymś dużo, dużo piękniejszy i ważniejszym. Główni
bohaterowie – Elena i Antonia to osoby, które różni niemal wszystko. On jest
typowym playboyem – muskularny, przystojny, zawsze ze swoim nieodłącznym
rowerem. Niestety, nie grzeszy inteligencją, jest pełen uprzedzeń i stereotypów.
Ona natomiast jest młodą, piękną i mądrą dziewczyną, która marzy o otworzeniu
własnego pubu. Pomimo wszystkich różnic zakochują się w sobie do szaleństwa… „Zapnijcie
pasy” to film, który nie pokaże Wam prostej, banalnej miłości. Mówi on o tym,
że kochać to znaczy również być ze sobą w trudnych chwilach, kiedy wydaje się,
że wszystko się wali, kiedy nie zgadzacie się ze swoją połówką, kiedy nie
czujecie już tego, co kiedyś. Ukazuje tę drugą, mniej komercyjną, czasem
brzydką twarz miłości – czyli to, co następuje po tym momencie, gdzie kończy
się większość filmów romantycznych. Ogromną zaletą filmu są aktorzy. W główne
role wcielają się polska aktorka Kasia Smutniak (ach, jak ona pięknie mówi po
włosku!) oraz Francesco Arca. Grają oni w sposób niezwykle wiarygodny, są
prawdziwi i przekazują widzowi wszystkie emocje swoich postaci, dzięki czemu
odbiorca może współprzeżywać wydarzenia przedstawione na ekranie. Bardzo podobała mi się budowa filmu –
oglądając „Zapnijcie pasy” przez chwilę śmiejecie się, by kilka minut później
płakać wraz z bohaterami. Ale, cóż, takie właśnie, słodko-gorzkie jest nasze
życie!
Ocena: 9/10
„Znachor” (Polska 1981)
reż. Jerzy Hoffman
Jeden z ulubionych filmów mojej mamy, klasyk polskiej kinematografii,
który, wstyd się przyznać, poznałam dopiero podczas tegorocznych świąt wielkanocnych.
I który, niestety, nie zachwycił mnie aż tak, jak przewidywałam. Profesor
Wilczur, uznany chirurg, po rozstaniu z żoną zostaje brutalnie pobity, w wyniku
czego traci pamięć. Nie wiedząc, kim jest, przez piętnaście lat wędruje od
wioski do wioski, imając się przypadkowych zajęć. Kiedy w domu jednego ze
swoich gospodarzy poznaje niepełnosprawnego młodzieńca, przypomina sobie, że
potrafi leczyć ludzi. Jako znachor zdobywa wielką sławę i uznanie wśród
okolicznej ludności. Jego życie odwróci się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy
pewnego wieczoru będzie musiał zdecydować, czy być wiernym etyce lekarskiej czy
może posłusznym prawu. Moim zdaniem „Znachor” to typowy melodramat. Ma wzruszać
i to zadanie spełnia bardzo dobrze. Niemal wszystkie sceny chwytają za serce,
bohaterowie szybko zdobywają sympatię widzów. Jednocześnie świat przedstawiony
w filmie jest bardzo czarno-biały, postaci są albo dobre, albo złe, brakuje im
głębi charakterologicznej. Pomimo tego, że na wielu scenach płakałam,
zauważałam sprawdzone chwyty, które miały wywołać moje łzy. Niestety, odbioru
filmu nie ułatwia także fakt, iż został on nakręcony ponad trzydzieści pięć lat
temu. Boleśnie rzucają się w oczy wszystkie niedobory ówczesnej techniki, przez
co obraz miejscami bawi. Niemniej polecam
ten film na świąteczne popołudnie, bowiem potrafi on wzbudzić w odbiorcy
dużo emocji i zmusić go do refleksji.
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz