Witajcie, moi Drodzy!
Coś czuję, że ta recenzja będzie skierowana głównie do pań.
Dlatego, jeśli mam jakichś męskich czytelników, strasznie Was przepraszam. Ale
taka jest też pozycja, o której dzisiaj chciałabym opowiedzieć. Tomik wierszy
Rupi Kaur przebojem zawojował Instagrama i inne social media, stając się żywym
dowodem na to, że poezja wciąż jest potrzebna i że pisząc wiersze, można
osiągnąć sukces wydawniczy.
„Mleko i miód” to zbiór prostych, bardzo krótkich wierszy
lub raczej sentencji, które opowiadają o różnych aspektach kobiecości. Tomik
podzielony jest na cztery części:
cierpienie, kochanie, zrywanie i gojenie. Każdy z nich opisuje inny etap
życia i dojrzewania autorki, więc każda kobieta, niezależnie, czy taka młoda
jak ja, czy dojrzała jak na przykład moja mama, odnajdzie tu coś dla siebie. „Mleko
i miód” stało się formą terapii dla autorki i jak ma ona nadzieję, stanie się
terapią dla jej czytelniczek.
Uwierzcie mi, bardzo trudno jest recenzować tę pozycję. Bo
nie ma tu fabuły, nie ma bohaterów. Ciężko analizować wiersze, bo są one tak
proste i nie ma w nich żadnych niemal środków artystycznych. Poza tym, od
omawiania wierszy są lekcje polskiego, ja sama uważam, że nie należy szukać
tego, co poeta ma na myśli, bo dużo ważniejsze w poezji jest to, jak ona działa
na nas. Dlatego właśnie ten post będzie o emocjach, jakie czułam, poznając
tomik Rupi Kaur.
Już w momencie rozpoczynania lektury byłam tym niesamowicie podekscytowana.
Tyle dobrych słów słyszałam o twórczości Rupi Kaur, że czułam, że to książka,
która zostanie ze mną na całe życie. I tak rzeczywiście jest! To książka, w
której odnajdę swoje emocje zawsze – bo autorka opowiada zarówno o miłości, o
zdradzie jak i o gojeniu.
Do moich ulubionych części zaliczam zdecydowanie „Zrywanie” i „Gojenie”. Dwie pierwsze części także mi
się podobały, jednak były mi obce. Współczułam podmiotowi lirycznemu z
pierwszych stron, jednak nie umiała odnaleźć się w wierszach o patologicznym
ojcu czy molestowaniu seksualnym. Uważam jednak, że kobiety czy dziewczynki,
które doświadczyły tego koszmaru, z pewnością pokochały by wiersze, które w
prosty i przejmujący sposób opowiadają o tym koszmarze. Druga część, „Kochanie”,
była niesamowita. Ach, jak bardzo chciałabym czuć się tak, jak podmiot
liryczny! Za pomocą swoich niesamowitych krótkich wierszy autorka pozwoliła mi
wyobrazić sobie, jak to jest być bezgranicznie kochaną. W wyśmienity, pełen
wyczucia i dobrego smaku sposób przedstawiła kwestie związane z seksem –
wszyscy wiedzą, o co chodzi, jednak nie ma tu miejsca na jakieś wulgarne
określenia, których tak nie lubię.
Natomiast „Zrywanie” i „Gojenie” to części, które
zdecydowanie dopasowały się do mojej sytuacji życiowej. To przy nich czułam
największe emocje, to tym stronom zrobiłam najwięcej zdjęć, to przy nich
najbardziej płakałam. Myślę, że nie raz do nich powrócę. „Zrywanie” ujęło mnie
tym, że pokazało to, co każda z nieszczęśliwie zakochanych kobiet przeżywa –
desperackie pragnienie utrzymania przy sobie osoby, która nas nie kocha, która
nas krzywdzi, która nas rani. Autorka nie potępia, nie każe przestać, wręcz przeciwnie,
pozwala tym uczuciom wydobyć się na powierzchnię! „Gojenie” natomiast przedstawia
niesamowitą siłę, jaką każda z nas, kobiet ma w sobie. Daje mobilizację do
tego, żeby wstać i pójść dalej, by otrząsnąć się ze swojego bólu, by pokochać
samą siebie. Sprzeciwa się także propagandzie mediów, które usiłują zamknąć
kobietę tylko w sferze seksualnej, bez tego, co stanowi część naszej egzystencji.
Pięknie opowiada o różnorodności kobiet, o takich przyziemnych sprawach jak
depilacja czy okres. Zresztą, popularność autorki zaczęła się właśnie od
opublikowanego na instagramie zdjęcia przedstawiającego kobietę leżącą w łóżku,
w spodniach i pościeli oplamionych krwią. Serwis szybko usunął to zdjęcie, jako
naruszające standardy. A Wy, co o tym myślicie? Zgadzacie się z opinią portalu
czy raczej z Rupi?
Nie można także nie wspomnieć o wspaniałym wydaniu.
Wydawnictwo Otwarte naprawdę stanęło na wysokości zadania! Książka ma
przepiękną, matową okładkę. Wydrukowana jest na przepięknie pachnącym, białym
papierze. Ozdabiają ją ilustracje, których autorką jest sama poetka. Naprawdę,
warto mieć tę pozycję na półce, chociażby ze względów wizualnych.
Zakochałam się w „Mleku i miodzie”! To pozycja, którą każda
kobieta powinna mieć na swojej półce! Odnajdziecie tu emocje, uczucia, a także
ukojenie waszego bólu. Mnie osobiście Rupi Kaur przypomniała, jak to dobrze być
kobietą, bo nawet biorąc pod uwagę wszystkie niedogodności, takie jak depilacja
czy bolesne miesiączki, jesteśmy wspaniałe!
Ocena: 10/10 (arcydzieło)
Książka bierze udział w wyzwaniu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz