Hej, hej, Kochani!
Coś dawno nie męczyłam Was recenzjami książek mojego
zdecydowanie ulubionego autora! Ale to się zmieni, bo na TK zakupiłam dwie jego
książki i już nie mogę się doczekać, kiedy je przeczytam! A tymczasem zapraszam
Was na recenzję drugiej części losów Joanny Chyłki i jej młodego aplikanta,
Kordiana Oryńskiego.
W środku nocy Joannę Chyłkę budzi telefon od jej dawnej
znajomej z liceum. Z relacji kobiety wyłania się obraz sprawy skazanej z góry
na przegraną – zaginiona dziewczynka, brak jakichkolwiek śladów i wreszcie
włączony alarm w domku letniskowym – wszystkie dowody jednoznacznie wskazują na
winę rodziców. Mimo to, pani mecenas podejmuje się obrony małżeństwa. Wraz z
nią do sprawy zostaje wciągnięty Kordian. Tymczasem postępowanie komplikuje się
coraz bardziej i wszystko wskazuje na to, że pierwszy raz w swojej karierze
nieustępliwa pani mecenas będzie musiała pogodzić się z porażką…
Po raz kolejny Remigiusz Mróz udowodnił, że mniej wcale nie
znaczy lepiej! Można by pomyśleć, że jeśli książki jego autorstwa ukazują się
tak często, to z pewnością są średniej jakości i pisane tylko dla pieniędzy. Na
szczęście, rzeczywistość jest zupełnie inna! Książki pana Remigiusza za każdy
razem są tak samo fantastyczne, a może nawet lepsze! Sama nie wiem….
Pierwszą, największą zaletą książek o Chyłce, są
bohaterowie! W drugim tomie ich mocne strony jeszcze bardziej się uwidaczniają.
Joanna jest jeszcze bardziej bezkompromisowa i zdecydowana, choć z drugiej
strony, zaczynamy dostrzegać, że pod tą bezuczuciową skorupą kryje się wrażliwa
kobieta. Natomiast Kordian, och, on zdecydowanie zdobył moje serce! To mój nowy
mąż! Wydaje mi się, że bardzo wydoroślał od czasu „Kasacji”, stał się bardziej
pewnym siebie i zdecydowanym prawnikiem, a jednocześnie w stosunku do Chyłki
nadal jest uroczo onieśmielony, choć coraz częściej pozwala sobie na odgryzanie
jej złośliwości. Cieszy mnie ta przemiana, bo w „Kasacji” był on nieco
zniewieściały, a tutaj staje się prawdziwym mężczyzną, który nie poddaje się
widząc przeciwności. Możemy go już bez najmniejszych wątpliwości nazwać godnym
partnerem Joanny. A ta ich relacja! Skrzy się, chemia niesamowita, a tu nic! Bo
zasady, bo różnica wieku, bo ona jest jego patronką… Ale przecież oni oboje tak
bardzo siebie chcą, że to aż boli. Mogłabym czytać o Joannie i Zordonie non
stop i pewnie wciąż byłoby mi mało!
Remigiusz Mróz, autor idealny, w przegenialny sposób
wykreował fabułę i rozplanował akcję! Czasami czytając książki, nerwowo tupiemy
nogą i myślimy sobie: „Niech no wreszcie coś zacznie się dziać!”. A tutaj… NIE
MA NA TO MIEJSCA! Od razu czujemy się rzuceni na głęboką wodę
nieprzewidywalnych zdarzeń. Począwszy od
mocnego wejścia, aż do trzymającego w napięciu finału, poziom adrenaliny u
czytelnika nie spada ani na moment! Autor coraz to podsuwa nam nowe tropy, a
kiedy myślimy, że wiemy, co się wydarzyło, BUM! I wszystko obraca się o sto
osiemdziesiąt stopni! Podobnie sytuacja wyglądała w krytykowanej przeze mnie
ostatnio powieści „Wayward Pines. Szum”, gdzie z czasem kolejne zwroty akcji
coraz bardziej mnie nużyły. Natomiast w „Zaginięciu” przez to, że losy bohaterów
non stop się odwracały, nie mogłam wprost oderwać się od lektury – właśnie, bo
jeśli „Zaginięcie” ma jakąkolwiek wadę to właśnie to! Nie sposób się od niego
oderwać! Nawet kosztem nieprzespanej nocy czy nieprzygotowania do szkoły!
„Zaginięcie” to książka, po która zdecydowanie warto
sięgnąć. Jest tak niesamowicie wciągająca, że nie da się jej odłożyć ani na
moment! A wisienką na torcie jest zakończenie, które sprawi, że natychmiast
zechcecie sięgnąć po kolejny tom! Tak że, jeśli wciąż nie sięgnęliście po
książki Mroza – nadróbcie to! Koniecznie!
Ocena: 8/10 (rewelacyjna)
Książka bierze udział w wyzwaniu:
A na sam koniec, odsyłam Was do recenzji pierwszego tomu - "Kasacji"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz