Hej, hej, Kochani!
Nie wiem, jak Wy, ale ja lubię wierzyć, że Ktoś się mną
opiekuje. Steruje moim życiem, prowadzi i układa moje losy tak, żeby to
wszystko miało jakiś sens. Dlatego kiedy
usłyszałam o książce opowiadającej o Aniołach Stróżach, wiedziałam, że chcę po
nią sięgnąć. Tym bardziej, że przypomniała mi książkę, którą przeczytałam,
będąc młodziutką nastolatką – „Małe anioły” Theresy Chung, a z którą mam bardzo
pozytywne wspomnienia. Również nazwisko Terakowskiej stało się dla mnie
gwarancją dobrej lektury – „Poczwarka” wycisnęła ze mnie łzy, a „Ono”
rozbudziło mój instynkt macierzyński. „Tam,
gdzie spadają anioły” miało znowu zaprowadzić mnie do świata bez prostych
reguł, pełnego wątpliwości moralnych, ale także krzepiącej obecności istot
nadprzyrodzonych i wiary, która może sprawić cuda. Co się jednak stało, że tym razem moje
spotkanie z książką pani Terakowskiej bardzo się dłużyło, a gdy zamknęłam
książkę, byłam szczęśliwa?
Główną bohaterką książki jest mała dziewczynka Ewa. Pewnego
dnia jest ona świadkiem wielkiej bitwy pomiędzy białymi a czarnymi aniołami. Od
tego czasu życie dziewczynki zaczyna się komplikować, nawiedzają ją różne nieszczęścia.
Kiedy Ewa otrzymuje straszną diagnozę, zaczyna domyślać się, że jej Aniołowi
Stróżowi, który miał się nią opiekować, musiało stać się coś niedobrego. Czy
uda jej się ocalić Avego? Co z całą sprawą ma wspólnego tajemniczy Bezdomny,
który nie mówi i sprawia wrażenie opóźnionego w rozwoju? Tego dowiecie się,
czytając „Tam, gdzie spadają anioły”!
Wypada chyba zacząć od plusów książki… Niezwykle podobało mi
się to, co dla autorki jest charakterystyczne – zakwestionowanie tego, co zdaje
się być oczywiste. Jeśli myśleliście, że zło jest zawsze przeciwieństwem Dobra,
że Bóg jest łaskawy i miłosierny, a Lucyfer został strącony z powodu pychy i
nieposłuszeństwa, to po lekturze tej powieści krakowskiej autorki, będziecie
zmuszeni do refleksji na takie tematy. Dorota Terakowska wysnuła własną wersję
historii i hierarchii zaświatów, inspirując się przy tym Biblią, a także innymi
niż chrześcijaństwo wierzeniami. Niemal wszystkie książki tejże pisarki uczą
nas tolerancji i pokazują, że wartości moralne są ponad religiami i łączą
wszystkich ludzi.
Niestety, na tym zakończę chyba wymienianie plusów. Pierwszą
rzeczą, jaka razi mnie w książce, są niezwykle schematyczni bohaterowie. Każdy z nich reprezentuje jakiś określony,
stereotypowy typ człowieka. Mamy więc ponadprzeciętnie inteligentną
dziewczynkę, jej zapracowanych i odrzucających wartości, w jakich się wychowali
rodziców oraz troskliwą, mocno religijną babcię. Jedynym bohaterem, który
rzeczywiście wyróżnia się swoją oryginalnością jest Vea – Czarny Anioł, który,
wbrew pozorom, nie jest do końca zły. To
z nim wiążą się najciekawsze momenty w książce, a także pytania, z którymi po
zakończeniu lektury muszą zmierzyć się czytelnicy. Nie do końca przekonuje mnie
przemiana psychologiczna, jaką przeszli bohaterowie. Rozumiem, że jest to
książka dla dzieci i musi upraszczać, jednak nie do końca rozumiem, jak
dorośli, odpowiedzialni ludzie mogą w ciągu jednego dnia odwrócić swój
światopogląd o sto osiemdziesiąt stopni i porzucić racjonalizm na rzecz mało
realnych mrzonek.
Kolejną wadą powieści jest to, iż jest ona najzwyczajniej w
świecie nudna. Ważne wydarzenia zajmują mniejszą część książki, jej zdecydowaną
większość stanowi natomiast przedstawienie owoców badań Jana nad aniołami.
Oczywiście, angelologia może być ciekawa, czy jednak cytowanie cudzych prac i
informacji, które bez problemu można znaleźć w Internecie, jest rzeczywiście
dobrym rozwiązaniem przy pisaniu książki? Mnie to jakoś nie przekonuje…
Jest jeszcze jeden irytujący zwyczaj autorki. Jak ma ona w
zwyczaju, kwestionuje dotychczasowe oczywistości i ukazuje swoje własne
poglądy. Niestety, robi to jednak w sposób niezwykle autorytarny. Mnie, jako chrześcijankę,
nie przekonały pomysły zrobienia z Boga karzącego tyrana, dla którego
ważniejsze od dobra człowieka jest bycie wiernym zasadom. W jej
wizji rozmywają się granice dobra i zła, co łatwo może doprowadzić do zakwestionowania
moralności i zachęcenia ludzi do zejścia
na złą drogę. Dodatkowo, autorka traktuje swojego czytelnika trochę jak mało
rozumnego, bo co kilka stron powtarza swoje poglądy, co na dłuższą metę męczy i
odstrasza od nich.
Podsumowując, żałuję, że przeczytałam „Tam, gdzie spadają
anioły”. Pomimo kilku ważnych wątków, jakie porusza ta książka: konieczność otwarcia się na wiarę, ujrzenia
czegoś więcej niż czubek własnego nosa, jest lekturą niezbyt ciekawą. Świat
wykreowany przez autorkę jest dość schematyczny. Może to wina tego, że jestem
już za stara na książkę dla dzieci i młodszej młodzieży, ale ta powieść
zniszczyła dobre wrażenie, jakie autorka wywarła na mnie pozostałymi
powieściami.
Ocena: 5/10 (przeciętna)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
(+1,9 cm)
(klucznik nr 1 i nr 2)
(autor na literę "t")
Ja czytam teraz "Ono" tej samej autorki :D Jak tylko skończę tę książkę to zabieram się za "Lustro Pana Grymsa" (również autorstwa Terakowskiej) i może rozglądnę się za tą (ale skoro mówisz, że jest przeciętna, to przemyślę to dwa razy XD). Nawet spodobała mi się jej proza swoją drogą :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://welcome-to-my-little-big-world.blogspot.com
Mnie też "Ono" się bardzo podobało...
UsuńCzytałam tą książkę i mnie także ona baardzo się dłużyła i nudziła mnie, zgadzam się z Twoją opinią;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam books--my-life.blogspot.com
Uf, nie jestem jedyna!
UsuńTo była moja pierwsza książki Terakowskiej i przeczytałam ją jeszcze w czasach gimnazjum... I pokochałam ją całym serce, jakiś czas temu ją sobie odświeżyłam i nadal mnie zachwyca... :) Ale każdy ma prawo do innego zdania i miło mi przeczytać opinię kogoś, komu książka się nie spodobała i mogę spojrzeć na nią innymi oczyma.
OdpowiedzUsuńZ tego, co widzę, opinie co do tej książki są podzielone :)
UsuńRaczej po nią nie sięgnę. I nie tylko Twoja recenzja mnie odstrasza. Słyszałam już nieco na temat tej książki i nie były to pozytywne opinie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że niewiele stracisz :)
UsuńCzytałam ją lata temu, jako młoda osoba i utkwiła mi w pamięci. Dla mnie była na swój sposób niezwykła. Może taka schematyczność trafia do gimnazjalistów dla przykładu. Czytałam też ONO i była to niezwykle ważna książka, dla mnie wtedy jakieś tabu.
OdpowiedzUsuńSama niedawno skończyłam gimnazjum, ale czytam trochę ambitnej literatury, może dlatego szukam w książkach czegoś więcej.
Usuń"Ono" było przecudowne!
Mam ją na swojej półce i jeszcze nie udało mi się za nią zabrać. Dorwałam ją po wielkich namowach znajomej. Mam nadzieję, że bardziej przypadnie mi do gustu ;)
OdpowiedzUsuńKochana jutro rusza u mnie wyzwanie. Jeśli masz ochotę, to zapraszam;)
Również mam taką nadzieję :)Już patrzę na wyzwanie :*
Usuń