Hej, hej, Kochani!
Jestem absolutnie zakochana w XXwiecznej historii Polski.
Uwielbiam wszelakie powieści osadzone w tym okresie czasu, choć często tworzą
one fałszywy obraz okupacyjnej rzeczywistości – chociażby scena kupowania
pomarańczy opisana w „Dziewczynie komendanta”. Uważam jednak, że II wojna
światowa to czas, o którym należy pamiętać, by nie powtórzyły się tamte
zbrodnie. Dlatego literaturę poświęconą tamtym czasom uważam za wartościową i
ważną – przynajmniej w większości przypadków…Dziś opowiem Wam o moim wielkim
rozczarowaniu, jakim okazała się książka „Tajemnica mojej matki” Jenny L.
Witterick.
Powieść opowiada przepiękną historię Franciszki Halamajowej –
i uwierzcie, nie mam zamiaru krytykować tu planów autorki, żeby przybliżyć
światu tę wspaniałą postać. Kobieta ta wraz ze swoją córką Heleną ukryły
podczas wojny piętnastu Żydów – po wyzwoleniu stanowili oni połowę ocalonej
społeczności wyznania mojżeszowego w Sokalu. Oprócz tego kobietom udało się
uratować niemieckiego dezertera, który nie chciał zabijać, nawet w imię
Hitlera. Odwaga Franciszki i Heleny zasługuje na ogromny podziw i na pewno
trzeba pamiętać o ludziach taki, jak one – jednak czy książki w stylu „Tajemnicy
mojej matki” stanowią godny pomnik ich bohaterstwa?
Lektura „Tajemnicy mojej matki” może być potrzebna mniej
wymagającym czytelnikom. To poruszająca opowieść o zwykłej, powszedniej i
skromnej dobroci, która w skrajnych sytuacjach jest gotowa do czynów wielkich.
Śledząc losy Heleny i Franciszki widzimy, jak wspaniały może być człowiek. Sami
chcemy również ofiarowywać się ludziom najlepiej, jak możemy. Jest to na pewno
ogromna wartość tej cieniutkiej powieści.
Niestety, nie podoba mi się sposób realizacji hołdu
złożonego tej wielkiej kobiecie. Książka Jenny L. Witterick jest niezwykle
schematyczna. Postaci przez nią wykreowana są bardzo papierowe i łatwo można
przypiąć im łatkę – „ten dobry, ten zły”. Nie jest to lektura dla czytelników,
którzy oczekują spotkania z dylematami moralnymi tak częstymi przecież podczas
wojny.
Autorka nie jest do końca świadoma realiów epoki, którą
opisuje. Sama nie uważam się za wielką znawczynię tego okresu, ale mogłam
wyłapać kilka błędów merytorycznych, które niezwykle popsuły mi odbiór tej
książki. Jenny L. Witterick, jako Amerykanka, porwała się z motyką na słońce,
chcąc opisać niemiecką i radziecką okupację Polski. Szczególnie widać to w
opisie wydarzeń sprzed czerwca 1941 roku. Okupacja radziecka przedstawiona jest
jako lekka, bohaterowie bez oporów chodzą do restauracji czy wyjeżdżają do
Niemiec. Nie maja problemów ze znalezieniem pracy i szybkim awansem na wysokie
stanowisko – widocznie pisarka nie słyszała o założeniach ideologii Herrenvolk…
Kolejną wadą „Tajemnicy mojej matki” jest przedstawiony na
jej kartach wątek miłosny. Tak, ja, romantyczka i miłośniczka takich wątków w
książkach to mówię, był on zupełnie zbędny. Historia Franciszki Halamajowej
jest tak niesamowita, że nie potrzebuje żadnych upiększeń i uatrakcyjnień!
Historia Heleny i Kazimierza niemal w ogóle nie porusza czytelnika, czasem
tylko romantyczne uniesienia dziewczyny bawią swoją infantylnością. Uważam, że
ten ukłon w stronę amerykańskiego odbiory zdecydowanie spłycił odbiór książki i
odebrał jej wyjątkowość.
Nie zrozumcie mnie źle, bardzo dobrze, że takie książki
powstają. Musimy pamiętać do jakich podłości, a także do jakiej wielkości
zdolny jest człowiek, a historia prostej Franciszki Halamajowej pokazuje to w
sposób niezwykle wyraźny. Sądzę, że jest to perfekcyjna lektura dla osób, które
dopiero zaczynają poznawać literaturę Holocaustu, a nie znają jeszcze zbyt
dobrze realiów epoki. Myślę, że „Tajemnica mojej matki” w świetny sposób odkłamuje
wśród Amerykanów wizerunek Polski – ukazuje, że Polacy nie byli sprawcami Shoah.
Mam nadzieję, że ci, którzy poznali przedstawioną przez Jenny L. Witterick
historię nigdy nie powiedzą o „polskich obozach śmierci”. Jednak Polakom,
szczególnie tym zainteresowanym II wojną światową odradzam lekturę tejże
książki – niepotrzebnie będziecie się denerwować!
Ocena: 5/10 (przeciętna)
Książka bierze udział w wyzwaniach:
(+ 1 cm)
(klucznik nr 3)
(autor na literę W- postępy)
Na początku bardzo mnie zainteresowałaś. Ja uwielbiam sięgać po takie książki, a czasami mam wrażenie że mogłabym żyć w Polsce międzywojennej, w Warszawie :) O II wojnie światowej trzeba pamiętać. U mnie w domu też byli ukrywani Żydzi, gdy piętro zajął sobie oficer gestapo o czym do tej pory mówią ludzie. Szkoda że to książka niedopracowana.
OdpowiedzUsuńNiesamowita historia! A gestapowiec o niczym nie wiedział?
UsuńZostałaś nominowana do Tagu! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam:
http://kochajacaksiazki.blogspot.com/2016/05/1-przysowiowy-book-tag.html
Dziękuję za nominację!
UsuńWedług mnie dobra książka historyczna to książka oddająca realia epoki. To nie chodzi tylko o pamięć, ale lekkie podchodzenie do takich tematów... ech ;/
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą!
UsuńKochana! Musimy zmienić ten szablon ;) Zgroza :) Odezwę się w tej sprawie w piątek.
OdpowiedzUsuń