Strony

piątek, 18 grudnia 2015

(26) "Złamane pióro" Małgorzata Maria Borochowska

Hej, hej, Kochani!
Ze mną jest chyba coś nie tak… Nie potrafię zachwycić się pozycjami, które zachwycają wszystkich. Kiedy pierwszy raz usłyszałam o „Złamanym piórze” byłam lekko zaciekawiona. Po przeczytaniu ogromnej ilości pozytywnych recenzji byłam przekonana, że znajdę książkę, która na długo zamieszka w moim serduszku. A jednak – tak się nie stało.

"Złamane pióro” to książka to artystach – grafiku i pisarce. To powieść o potędze ludzkiej wyobraźni, o uleczającej mocy miłości i o potrzebie przezwyciężenia swoich koszmarów.  Autorka pokazuje nam „od środka” proces twórczy, pozwala poczuć się twórcą. Wskazuje, jak duże znaczenie ma dla artystów ich działalność, jak może na nich wpłynąć.


Emily jest absolwentką Akademii Muzycznej, obiecującą pianistką, która w ramach zrywania z przeszłością postanawia wyprowadzić się z miasta do podupadającego domu odziedziczonego po dziadkach. Wkrótce poznaje swojego sąsiada, który zaczyna coraz bardziej ją fascynować. Z pomocą jego oraz najlepszej przyjaciółki Alicji, Emily stara się zaakceptować siebie, pozbyć się traum i zacząć nowe, szczęśliwsze życie. Jedną z podstawowych form terapii ma być napisanie własnej powieści

„Złamane pióro” to powieść, którą trudno określić, zamknąć w ramach jednego gatunku. Autorka przestawia nam właściwie dwie historie – losy Emily i napisaną przez nią książkę. Choć pozornie powieść może wydawać się zwykłą obyczajówką, to autorka starała przemycić się coś więcej.

To wszystko brzmi zachęcająco, prawda? Niestety, mimo wielkich chęci, „Złamane pióro” bardzo mnie rozczarowało. Myślę, że to wina przede wszystkim wykonania.

Pierwszą sprawą, która już na samym początku mnie lekko zirytowała było umieszczenie akcji w miejscu, które trudno zidentyfikować (albo ja czytam nieuważnie). Jestem przeczulona na punkcie „Polacy nie gęsi…” i boli mnie amerykanizowanie. Niestety, autorka nawet w tym nie była konsekwentna – jej bohaterowie to zarówno Emily Crewe jak i Alicja Nowak. Realia dziwnie przypominają te polskie – skąd więc angielskie imię i nazwisko głównej bohaterki? – o ile się nie mylę, nie zostało to wyjaśnione.

Kolejnym minusem tej książki była jej główna bohaterka. Emily Crewe ląduje na mojej liście najbardziej nielubianych i irytujących bohaterek.  Pierwszoosobowa narracja powinna nam pomóc poznać kobietę, niestety, tak się nie dzieje. Przez większą część książki bohaterka zachowuje się irracjonalnie, nerwowo i nie potrafimy zrozumieć podejmowanych przez nią decyzji. Szkoda, że jej motywy poznajemy dopiero pod sam koniec – choć i tak uważam, że Emily wyolbrzymiała swoje problemy. A może taka ocena wynika z tego, że zdążyłam znienawidzić ją wcześniej?

Następną rzeczą, która mi się nie spodobała jest język powieści. Jest on bardzo zróżnicowany – chwilami autorka czaruje nas słowem, używając co piękniejszych synonimów (i to jest akurat bardzo na plus), by chwilę później włożyć w usta bohaterów bluzgi. Może to jakiś środek artystyczny, ale mnie bardzo raził – nie znoszę wulgaryzmów nawet w codziennym życiu, a co dopiero w literaturze. Kolejną wadą stylu były często pojawiające się w powieści Emily kolokwializmy – nie wiem, czemu miały one służyć.


Podsumowując, uważam „Złamane pióro” za książkę, która miała potencjał, by stać się czymś wspaniałym. Niestety, niezbyt trafne wykonanie popsuło odbiór, stąd wynika moja ocena tej powieści.
Ocena: 4/10 (może być)
Książkę zrecenzowałam w ramach wyzwania "Czytam nie tylko amerykańskich autorów".



3 komentarze:

  1. Sam opis owszem wydaje się dosyć ciekawy, jednak po tym jak napisałaś o irytującej głównej bohaterce to raczej zrezygnuję z przeczytania tej książki. Moim zdaniem główne bohaterki mają to do siebie, że potrafią zniszczyć nawet najlepszy pomysł na powieść. Jestem na tym punkcie przeczulona. Pozdrawiam:)
    Ich perspektywy

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam szansę zrecenzować tą książkę, ale zrezygnowałam i chyba dobrze zrobiłam ; )

    OdpowiedzUsuń