czwartek, 27 kwietnia 2017

W kinie i na kanapie #1

Hej, hej, Kochani!
Jak wiecie, nie samymi książkami człowiek żyje – to dziwne, ale prawdziwe. Wielokrotnie pisałam Wam na blogu, że czuję, że mam wielkie zaległości filmowe i chciałabym je nadrobić. Od pewnego czasu oglądam przynajmniej jeden film w tygodniu – najczęściej w weekend. Dlatego też postanowiłam rozpocząć ten mocno nieregularny cykl, w którym raz na czas będę opowiadała Wam o filmach, które w ostatnim czasie obejrzałam. Jako pierwsze na tapet wezmę dwie ostatnio obejrzane przeze mnie produkcje. Od razu mówię, że nie jestem żadnym specjalistą od kina, więc są to raczej opinie czysto emocjonalne, a nie profesjonalne recenzje J





Zapnijcie pasy” (tytuł oryginalny: „Allacciate le cinture”, Włochy 2014)
Reż. Ferzan Ozpetek

Filmy, który wydawał mi się na początku zwykłą, lekką komedyjką romatyczną. Idealną na piątkowy wieczór, kiedy człowiek nie ma siły już myśleć. A jednak, okazał się czymś dużo, dużo piękniejszy i ważniejszym. Główni bohaterowie – Elena i Antonia to osoby, które różni niemal wszystko. On jest typowym playboyem – muskularny, przystojny, zawsze ze swoim nieodłącznym rowerem. Niestety, nie grzeszy inteligencją, jest pełen uprzedzeń i stereotypów. Ona natomiast jest młodą, piękną i mądrą dziewczyną, która marzy o otworzeniu własnego pubu. Pomimo wszystkich różnic zakochują się w sobie do szaleństwa… „Zapnijcie pasy” to film, który nie pokaże Wam prostej, banalnej miłości. Mówi on o tym, że kochać to znaczy również być ze sobą w trudnych chwilach, kiedy wydaje się, że wszystko się wali, kiedy nie zgadzacie się ze swoją połówką, kiedy nie czujecie już tego, co kiedyś. Ukazuje tę drugą, mniej komercyjną, czasem brzydką twarz miłości – czyli to, co następuje po tym momencie, gdzie kończy się większość filmów romantycznych. Ogromną zaletą filmu są aktorzy. W główne role wcielają się polska aktorka Kasia Smutniak (ach, jak ona pięknie mówi po włosku!) oraz Francesco Arca. Grają oni w sposób niezwykle wiarygodny, są prawdziwi i przekazują widzowi wszystkie emocje swoich postaci, dzięki czemu odbiorca może współprzeżywać wydarzenia przedstawione na ekranie.  Bardzo podobała mi się budowa filmu – oglądając „Zapnijcie pasy” przez chwilę śmiejecie się, by kilka minut później płakać wraz z bohaterami. Ale, cóż, takie właśnie, słodko-gorzkie jest nasze życie!

Ocena: 9/10

Znachor” (Polska 1981)
reż. Jerzy Hoffman
Jeden z ulubionych filmów mojej mamy, klasyk polskiej kinematografii, który, wstyd się przyznać, poznałam dopiero podczas tegorocznych świąt wielkanocnych. I który, niestety, nie zachwycił mnie aż tak, jak przewidywałam. Profesor Wilczur, uznany chirurg, po rozstaniu z żoną zostaje brutalnie pobity, w wyniku czego traci pamięć. Nie wiedząc, kim jest, przez piętnaście lat wędruje od wioski do wioski, imając się przypadkowych zajęć. Kiedy w domu jednego ze swoich gospodarzy poznaje niepełnosprawnego młodzieńca, przypomina sobie, że potrafi leczyć ludzi. Jako znachor zdobywa wielką sławę i uznanie wśród okolicznej ludności. Jego życie odwróci się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy pewnego wieczoru będzie musiał zdecydować, czy być wiernym etyce lekarskiej czy może posłusznym prawu. Moim zdaniem „Znachor” to typowy melodramat. Ma wzruszać i to zadanie spełnia bardzo dobrze. Niemal wszystkie sceny chwytają za serce, bohaterowie szybko zdobywają sympatię widzów. Jednocześnie świat przedstawiony w filmie jest bardzo czarno-biały, postaci są albo dobre, albo złe, brakuje im głębi charakterologicznej. Pomimo tego, że na wielu scenach płakałam, zauważałam sprawdzone chwyty, które miały wywołać moje łzy. Niestety, odbioru filmu nie ułatwia także fakt, iż został on nakręcony ponad trzydzieści pięć lat temu. Boleśnie rzucają się w oczy wszystkie niedobory ówczesnej techniki, przez co obraz miejscami bawi. Niemniej polecam  ten film na świąteczne popołudnie, bowiem potrafi on wzbudzić w odbiorcy dużo emocji i zmusić go do refleksji.

Ocena: 7/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz