środa, 2 grudnia 2015

(24) "Ostatnie pięć dni" Julie Lawson Timmer

Hej, hej, kochani!
Jak może już wiecie, lubię sobie popłakać nad książką. Uwielbiam przeżywać historie przedstawione na kartkach, przeżywać dylematy wraz z bohaterami. Może dlatego tak lubię literaturę kobiecą? Dzięki mamie poznałam niesamowitą serię książek – „Kobiety to czytają”. Do tej pory poznałam trzy pozycje– dziś opowiem Wam o jednej z nich.

„Ostatnie pięć dni” to dwie przeplatające się historie. Pierwszą z nich są losy Mary, czterdziestoletniej prawniczki, matki adopcyjnej pięcioletniej Laks. Do pewnego czasu życie kobiety było sielanką – realizowała się w pracy adwokata, mogła pochwalić się nienagannym wyglądem. Cztery lata temu do jej życia wkroczyła choroba Huntingtona i całkowicie je zniszczyła. Marę poznajemy jako schorowaną kobietę, która podejmuje decyzję o samobójstwie. W ciągu ostatnich pięciu dni, jakie zostały jej do podjęcia tego drastycznego kroku, stara się pożegnać z bliskimi i pomóc im ułożyć życie na nowo.


Drugim bohaterem powieści jest Scott – trener koszykówki i nauczyciel angielskiego w gimnazjum. Od roku sprawuje wraz z żoną opiekę zastępczą nad synem uzależnionej od narkotyków więźniarki -  Curtisem. Dobiega czas oddania chłopca matce. Scott nie może pogodzić się ze stratą Curtisa, którego zdążył pokochać. Pomocy szuka na internetowym forum, gdzie poznaje Marę…

Książka porusza wiele problemów moralnych. Sytuacja Mary każe zadać sobie pytanie, na ile choroba wpływa na życie całej rodziny. Razem z bohaterką zastanawiamy się, czy lepiej odejść, czy być ciężarem. Choroba kobiety coraz bardziej utrudnia jej normalne funkcjonowanie, jej słabości zaczynają ważyć na relacjach z dzieckiem. Natomiast historia Scotta każe rozważyć pytanie: czy przygarnięte dziecko można pokochać jak swoje? I co jest lepsze – patologiczna rodzina biologiczna, czy mieszkanie z obcymi, ale kochającymi  ludźmi?

Pomimo niewątpliwego ładunku emocjonalnego, jakim obciążona jest ta powieść, nie potrafiłam się w nią wciągnąć. Czułam dystans wobec bohaterów i, co dla mnie dziwne, nie uroniłam ani jednej łezki. Historia była dla mnie dość przewidywalna, zwłaszcza losy Scotta. Kolejnym minusem okazała się skacząca fabuła. Jak dla mnie to po macoszemu potraktowany temat na dwie wspaniałe powieści. Losy Mary i Scotta nie mają ze sobą żadnego powiązania. Przez takie skakanie trudno wczuć się w emocje bohaterów.

Nie uważam „Ostatnich pięciu dni” za powieść złą. Nie udało mi się w nią wciągnąć, nie przeżywałam emocji razem z bohaterami. Nie jest to moja ulubiona pozycja z serii „Kobiety to czytają”, ale nadal to dość dobra literatura kobieca. Polecam wszystkim fankom tego gatunku!

Ocena: 6/10

Książkę zrecenzowałam w ramach wyzwania: Czytam nie tylko amerykańskich autorów.



7 komentarzy:

  1. Hmmm wydaje mi się, że by mi się spodobała i pewnie przeczytam, jak mi się nawinie między rączkami, ale będę bardzo ostrożna przy niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbiera mnóstwo pozytywnych ocen, więc może Ci się spodobać!

      Usuń
  2. Oj niee, zdecydowanie nie dla mnie, raczej stronię od literatury kobiecej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, ja zdecydowanie sobie podaruję. Książki czytam dla zabawy, niezbyt lubię nad nimi płakać :D No i skoro jeszcze książka została napisana wcale nie aż tak cudownie, to tym bardziej nie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę nie lubisz płakać na ksiażkach? :O

      Usuń
  4. A mnie książka zainteresowała, akurat biorę udział w wydarzeniu "tropem choroby", czyli książka z chorobą w tle, więc wydaje mi się, że będzie się nadawać :)

    Apteka Literacka

    OdpowiedzUsuń